
Nie blog mi przeszkadza, ale to, że jestem świetnym teoretykiem, że przy pomocy kilku narzędzi, jak np. konkordancja, potrafię (przy pomocy Bożej, a może przede wszystkim) napisać spójne tematycznie rozważania z danego zagadnienia. Ale to tylko teoria!!!! A gdzie praktyka?!?! Ruszyło mnie ostatnio na pokorę. Jeden z tych przymiotów, względem których nie wiem jak się zachować. Kiedy pokora się zaczyna, a kiedy się kończy, kiedy ustąpić, a kiedy bronić swego... Banalne sprawy, ale jako młody chrześcijanin nie wiem jak się zachować i czuje się jak dziecko w naprawdę gęstej mgle; i w dodatku w nocy... Autentycznie nie wiem...
Oczywiście jeśli chodzi o teorię, to śmiało mogę powiedzieć, że jestem gotów napisać książkę o pokorze, śmiało mogę przetaczać przykłady z życia swojego i innych, mogę czerpać z przykładów internetowych, z przykładów postaci Biblii, rany... jak by się tak zastanowić, to ja mogę napisać pracę doktorską z pokory! Tylko, że to cały czas jest teoria. Naprawdę, nie chciałbym abyście odnieśli wrażenie, że tworzę coś w stylu towarzystwa wzajemnej adoracji, gdzie centralną postacią jestem ja sam, ale napisanie rozprawy nt pokory to dla mnie tylko kwestia czasu, w zasadzie nie wiem ile trzeba mi go, aby dzieło skończyć. Wychodzę z założenia, że Bóg mnie natchnie i ta ewentualna publikacja byłaby dla niejednej osoby zbudowaniem i duchowym pożytkiem, ale dla mnie to nadal tylko teoria. Cały czas obracam się wokół teorii.
Ciekaw jestem ile w moim życiu jest teorii, a ile praktycznego chrześcijaństwa. Na 10 przypadków, w ilu przypadkach ja tylko mówię (teorię wygłaszam) a ile z tych 10 przypadków wykonuje (praktykuje).
Doprawdy jestem już tym zmęczony. To tak, jakby czegoś szukać, ale nie wiedzieć gdzie zacząć. Czasami czuje się związany łańcuchami grzechu, starych przyzwyczajeń, wyniosłości i całej reszty tego cielesnego syfu. Biblia mówi, aby się od tego uwolnić, aby to od siebie odrzucić i ja to jak najbardziej przyjmuje i akceptuje, tylko pytanie jak? Jak to odrzucić, co robię nie tak, w która iść stronę? Owe łańcuchy już dawno powinny być zdjęte, ale nie są. Najgorsze, że to ja jestem temu winien, to ja nie chce się zmieniać, a Jezus powiedział krótko:
"Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Mt 16:24)Żadnej filozofii, bez zbędnych tekstowych ramek komentarzy, krótka nauka. Kto chce iść za Jezusem, ten musi:
- Zaprzec się samego siebie
- Wziąć swój krzyż
- Naśladować Jezusa
Ot i wszystko... Trzy punkty - przepaść. Naśladowanie Jezusa? Proste: czytam ewangelię, czytam jej dużo i analizuje zachowanie Mistrza w konkretnych sytuacjach i próbuje je w ewidentny sposób wprowadzić w czyn. Dźwiganie krzyża? Czyli trzeba cierpieć, znosić drugich, akceptować niepowodzenia. Zaprzec się samego siebie? Czyli przestać dążyć do swojego celu, odpowiedniego statusu, zrezygnować ze swych pragnień, wyrzec się samego siebie. I co, źle napisałem? To jest teoria. Gdzie wykonanie?
Przekaz Ewangelii jest prosty. Bóg nie przemawia dziś do człowieka jeżykiem niezrozumiałym i w zagadkach. Chrystus jest odpowiedzią na wszystko, to w Chrystusie Bóg świat z sobą pojednał. Ale trwanie w tym przymierzu jest zobligowane do pewnych zachowań, to działań. I chwała Bogu że posiadam świadomość, ale biada mi jeśli nie uda się jej obrócić w czyn.
Jeśli teoria jest prawdziwa, prędzej czy później przełoży się na praktykę. Jeśli coś jest słuszne w teorii, musi się zgadzać w praktyce. Jeśli nie, musi istnieć błąd w teorii; coś zostało przeoczone i nie uwzględnione, coś jest zatem fałszywego w teorii.
OdpowiedzUsuńOstatnio dużo myślę o 6 rozdziale Listu do Rzymian: "Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. Niechże więc nie panuje grzech w śmiertelnym ciele waszym, abyście nie byli posłuszni pożądliwościom jego, i nie oddawajcie członków swoich grzechowi na oręż nieprawości, ale oddawajcie siebie Bogu jako ożywionych z martwych, a członki swoje Bogu na oręż sprawiedliwości. Albowiem grzech nad wami panować nie będzie, bo nie jesteście pod zakonem, lecz pod łaską." Gdy zapominamy kim jesteśmy w Jezusie grzech wraca do nas jak bumerang. Chcę zawsze uważać siebie za umarłą dla grzechu a żyjącą dla Boga; chcę być chrześcijaninem, a nie tylko mówić, służyć jak chrześcijanin. Wierzę, że dzięki Bożej łasce jesteśmy przemieniani i że co Bóg rozpoczął w nas ma moc i dopełnić do końca. Dzięki Łukasz za te przemyślenia, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDla mnie dźwigać swój krzyż to nie cierpieć, tylko wziąć sprawy w swoje ręce (swój krzyż = swoje życie). Dźwigać swoją dolę z godnością bez względu na to czy jest ona cierpieniem, czy radością. Znosić tak samo cierpienie jak i radość.
OdpowiedzUsuńWyrzec się samego siebie to porzucić swoje ego, czyli wszelkie uwarunkowania narzucone przez społeczeństwo. Stać się jak dziecko, czyste i nie splamione tym światem. Poznać siebie naprawdę i swoją prawdziwą istotę. Wtedy wszystkie te materialne uciechy objawiają swoją naturę przemijania i poznajemy prawdę o nich. Są tylko chwilowe i nie dają szczęścia. Coś co pojawia się i znika nie może być przyczyną szczęścia. Nie ma więc za czym gonić.
Naśladować Jezusa to wprowadzić w życie każde jego słowo. Urzeczywistnić wszystko co wypowiedział. Stać się tym. Żyć tym. Wyruszyć w drogę, poznać prawdę i stać się życiem w prawdzie.
Nie szukać życia to wszystko co napisałem powyżej razem wzięte. Nie szukać tam gdzie nic do znalezienia nie ma.
Tak postrzegam ten najważniejszy według mnie cytat z całej biblii. Czysta esencja nauk Jezusa. W tym fragmencie jest zawarte wszystko co najistotniejsze.
Odnośnie religii mój ulubiony cytat pochodzi z innego źródła. Poniżej umieszczam, bo dotyczy też w znaczny sposób powyższego cytatu z biblii oraz jest odpowiedzią na pytanie "Jak?". Porzucenie małego dla czegoś znacznie większego, niezaprzeczalnego, stałego i prawdziwego.
""Ja" i "moje" jest to przesąd; grzęźliśmy w nim od czasów tak niepamiętnych, że zdaje się niepodobieństwem otrząsnąć się z niego i oczyścić się całkowicie. A jednak konieczne jest odrzucenie go, jeżeli chcemy wznieść się na szczyt najwyższy. Powinniśmy być radośni i weseli; strojenie ponurej miny nie jest bynajmniej religią. Religia powinna być rzeczą najradośniejszą w świecie, ponieważ jest najlepszą. Ascetyzm nie może doprowadzić nas do świętości. Czemuż by człowiek miał być ponury, jeżeli ma czyste sumienie i kocha Boga? Powinien weselić się jak dziecko, powinien zaprawdę być dziecięciem Bożym. Najważniejsza w religii jest czystość serca; królestwo niebieskie jest w nas, ale tylko ludzie czystego serca dojrzą króla tej krainy. Dopóki myślimy o świecie, widzimy tylko świat, lecz jeżeli spojrzenie nasycimy uczuciem pewności, że świat jest Boskością staniemy przed Bogiem. Takie powinny być myśli nasze w obliczu wszystkiego i wszystkich: rodziców, dzieci, męża, żony, przyjaciół i nieprzyjaciół. Pomyślcie, jak przemieni się dla nas wszechświat, kiedy zdołamy go Świadomie przepełnić Bogiem. Widzieć we wszystkim Boga! Wszystkie trudy, zmagania, cierpienia znikną dla nas na zawsze!"