Google Website Translator Gadget

wtorek, 26 kwietnia 2011

Teoria Chrześcijaństwa

Strasznie fajnie pisze się o przymiotach charakterów, na które Biblia kładzie nacisk. A jak ma się bloga, to już zupełny lajt, gdyż można nawciskać wszystkim i wszystko i nikt mnie nie ruszy - to taki mój mały kawałek internetowej podłogi... Mógłbym mówić jakie to życie jest, jak macie żyć, co robić czego nie robić, a z grubsza rzecz biorąc mam racje. Gdyż i Wy i ja, jesteśmy takimi samymi ludźmi i mamy zgoła te same problemy. Nie że się wywyższam czy coś w tym stylu, ale z etyczno-moralnego punktu widzenia tematycznie strzelam w dziesiątkę i jest ok. Ale to co pisze to tylko teoria. To co się tutaj publikuje, to nic innego jak wersety obudowane ludzkim i nieudolnym komentarzem, bądź wytłumaczenie wersetu, który zacytowało się powyżej.... Cała filozofia bloga. Powoli zaczyna mi to przeszkadzać.

Nie blog mi przeszkadza, ale to, że jestem świetnym teoretykiem, że przy pomocy kilku narzędzi, jak np. konkordancja, potrafię (przy pomocy Bożej, a może przede wszystkim) napisać spójne tematycznie rozważania z danego zagadnienia. Ale to tylko teoria!!!! A gdzie praktyka?!?! Ruszyło mnie ostatnio na pokorę. Jeden z tych przymiotów, względem których nie wiem jak się zachować. Kiedy pokora się zaczyna, a kiedy się kończy, kiedy ustąpić, a kiedy bronić swego... Banalne sprawy, ale jako młody chrześcijanin nie wiem jak się zachować i czuje się jak dziecko w naprawdę gęstej mgle; i w dodatku w nocy... Autentycznie nie wiem...

Oczywiście jeśli chodzi o teorię, to śmiało mogę powiedzieć, że jestem gotów napisać książkę o pokorze, śmiało mogę przetaczać przykłady z życia swojego i innych, mogę czerpać z przykładów internetowych, z przykładów postaci Biblii, rany... jak by się tak zastanowić, to ja mogę napisać pracę doktorską z pokory! Tylko, że to cały czas jest teoria. Naprawdę, nie chciałbym abyście odnieśli wrażenie, że tworzę coś w stylu towarzystwa wzajemnej adoracji, gdzie centralną postacią jestem ja sam, ale napisanie rozprawy nt pokory to dla mnie tylko kwestia czasu, w zasadzie nie wiem ile trzeba mi go, aby dzieło skończyć. Wychodzę z założenia, że Bóg mnie natchnie i ta ewentualna publikacja byłaby dla niejednej osoby zbudowaniem i duchowym pożytkiem, ale dla mnie to nadal tylko teoria. Cały czas obracam się wokół teorii.

Ciekaw jestem ile w moim życiu jest teorii, a ile praktycznego chrześcijaństwa. Na 10 przypadków, w ilu przypadkach ja tylko mówię (teorię wygłaszam) a ile z tych 10 przypadków wykonuje (praktykuje).

Doprawdy jestem już tym zmęczony. To tak, jakby czegoś szukać, ale nie wiedzieć gdzie zacząć. Czasami czuje się związany łańcuchami grzechu, starych przyzwyczajeń, wyniosłości i całej reszty tego cielesnego syfu. Biblia mówi, aby się od tego uwolnić, aby to od siebie odrzucić i ja to jak najbardziej przyjmuje i akceptuje, tylko pytanie jak? Jak to odrzucić, co robię nie tak, w która iść stronę? Owe łańcuchy już dawno powinny być zdjęte, ale nie są. Najgorsze, że to ja jestem temu winien, to ja nie chce się zmieniać, a Jezus powiedział krótko:
"Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Mt 16:24)
Żadnej filozofii, bez zbędnych tekstowych ramek komentarzy, krótka nauka. Kto chce iść za Jezusem, ten musi:
  • Zaprzec się samego siebie
  • Wziąć swój krzyż
  • Naśladować Jezusa
Ot i wszystko... Trzy punkty - przepaść. Naśladowanie Jezusa? Proste: czytam ewangelię, czytam jej dużo i analizuje zachowanie Mistrza w konkretnych sytuacjach i próbuje je w ewidentny sposób wprowadzić w czyn. Dźwiganie krzyża? Czyli trzeba cierpieć, znosić drugich, akceptować niepowodzenia. Zaprzec się samego siebie? Czyli przestać dążyć do swojego celu, odpowiedniego statusu, zrezygnować ze swych pragnień, wyrzec się samego siebie. I co, źle napisałem? To jest teoria. Gdzie wykonanie?

Przekaz Ewangelii jest prosty. Bóg nie przemawia dziś do człowieka jeżykiem niezrozumiałym i w zagadkach. Chrystus jest odpowiedzią na wszystko, to w Chrystusie Bóg świat z sobą pojednał. Ale trwanie w tym przymierzu jest zobligowane do pewnych zachowań, to działań. I chwała Bogu że posiadam świadomość, ale biada mi jeśli nie uda się jej obrócić w czyn.

3 komentarze:

  1. Jeśli teoria jest prawdziwa, prędzej czy później przełoży się na praktykę. Jeśli coś jest słuszne w teorii, musi się zgadzać w praktyce. Jeśli nie, musi istnieć błąd w teorii; coś zostało przeoczone i nie uwzględnione, coś jest zatem fałszywego w teorii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio dużo myślę o 6 rozdziale Listu do Rzymian: "Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. Niechże więc nie panuje grzech w śmiertelnym ciele waszym, abyście nie byli posłuszni pożądliwościom jego, i nie oddawajcie członków swoich grzechowi na oręż nieprawości, ale oddawajcie siebie Bogu jako ożywionych z martwych, a członki swoje Bogu na oręż sprawiedliwości. Albowiem grzech nad wami panować nie będzie, bo nie jesteście pod zakonem, lecz pod łaską." Gdy zapominamy kim jesteśmy w Jezusie grzech wraca do nas jak bumerang. Chcę zawsze uważać siebie za umarłą dla grzechu a żyjącą dla Boga; chcę być chrześcijaninem, a nie tylko mówić, służyć jak chrześcijanin. Wierzę, że dzięki Bożej łasce jesteśmy przemieniani i że co Bóg rozpoczął w nas ma moc i dopełnić do końca. Dzięki Łukasz za te przemyślenia, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie dźwigać swój krzyż to nie cierpieć, tylko wziąć sprawy w swoje ręce (swój krzyż = swoje życie). Dźwigać swoją dolę z godnością bez względu na to czy jest ona cierpieniem, czy radością. Znosić tak samo cierpienie jak i radość.
    Wyrzec się samego siebie to porzucić swoje ego, czyli wszelkie uwarunkowania narzucone przez społeczeństwo. Stać się jak dziecko, czyste i nie splamione tym światem. Poznać siebie naprawdę i swoją prawdziwą istotę. Wtedy wszystkie te materialne uciechy objawiają swoją naturę przemijania i poznajemy prawdę o nich. Są tylko chwilowe i nie dają szczęścia. Coś co pojawia się i znika nie może być przyczyną szczęścia. Nie ma więc za czym gonić.
    Naśladować Jezusa to wprowadzić w życie każde jego słowo. Urzeczywistnić wszystko co wypowiedział. Stać się tym. Żyć tym. Wyruszyć w drogę, poznać prawdę i stać się życiem w prawdzie.
    Nie szukać życia to wszystko co napisałem powyżej razem wzięte. Nie szukać tam gdzie nic do znalezienia nie ma.

    Tak postrzegam ten najważniejszy według mnie cytat z całej biblii. Czysta esencja nauk Jezusa. W tym fragmencie jest zawarte wszystko co najistotniejsze.

    Odnośnie religii mój ulubiony cytat pochodzi z innego źródła. Poniżej umieszczam, bo dotyczy też w znaczny sposób powyższego cytatu z biblii oraz jest odpowiedzią na pytanie "Jak?". Porzucenie małego dla czegoś znacznie większego, niezaprzeczalnego, stałego i prawdziwego.

    ""Ja" i "moje" jest to przesąd; grzęźliśmy w nim od czasów tak niepamiętnych, że zdaje się niepodobieństwem otrząsnąć się z niego i oczyścić się całkowicie. A jednak konieczne jest odrzucenie go, jeżeli chcemy wznieść się na szczyt najwyższy. Powinniśmy być radośni i weseli; strojenie ponurej miny nie jest bynajmniej religią. Religia powinna być rzeczą najradośniejszą w świecie, ponieważ jest najlepszą. Ascetyzm nie może doprowadzić nas do świętości. Czemuż by człowiek miał być ponury, jeżeli ma czyste sumienie i kocha Boga? Powinien weselić się jak dziecko, powinien zaprawdę być dziecięciem Bożym. Najważniejsza w religii jest czystość serca; królestwo niebieskie jest w nas, ale tylko ludzie czystego serca dojrzą króla tej krainy. Dopóki myślimy o świecie, widzimy tylko świat, lecz jeżeli spojrzenie nasycimy uczuciem pewności, że świat jest Boskością staniemy przed Bogiem. Takie powinny być myśli nasze w obliczu wszystkiego i wszystkich: rodziców, dzieci, męża, żony, przyjaciół i nieprzyjaciół. Pomyślcie, jak przemieni się dla nas wszechświat, kiedy zdołamy go Świadomie przepełnić Bogiem. Widzieć we wszystkim Boga! Wszystkie trudy, zmagania, cierpienia znikną dla nas na zawsze!"

    OdpowiedzUsuń