Google Website Translator Gadget

wtorek, 8 marca 2011

Konflikt Pokoleń: piłka po naszej stronie

Dotykam się tematu, który mało mnie dotyczy od strony która mnie interesuje. Nie mam swoich dzieci, nie mam nawet żony, więc motyw jak wychowywać i jakim rodzicem być z mojej perspektywy to tylko mrzonki. Który poważny rodzic będzie brał na poważnie rady, człowieka tak młodego jak ja? Poważny rodzic - żaden. Nie mniej, podejmę się tego tematu, jako przede wszystkim kontynuacja wątku dotyczącego "Szacunku do Rodziców" oraz jako moje marzenie być tatą, takim super tatą. Ale w gruncie rzeczy...

Używanie tak specyficznej terminologii jak "Konflikt Pokoleń", co świadczy, że już fachowcy pewne typy zachowań zaczynają nazywać i określać, świadczy tylko i wyłącznie o tym, że coś jest powszechne na masową skalę. W założeniu rozumiem, że to ma oznaczać swoistą normę jak dzieci kłócą się z rodzicami, lub mówiąc inaczej mają ciut odmienne zdanie, inny system wartości (czy koniecznie musi być zły?) i w ogóle patrzą na świat z innej perspektywy. Owy konflikt to inaczej bunt, sprzeciw. Bunt przeciw dominacji, ograniczeniom, narzucaniu woli. Też się przeciwko temu buntuje. I teraz jeśli jestem dziś dzieckiem, i rodzice mówią mi co mi wolno lub nie wolno, co należy lub nie należy, a ja mam inne zdanie to czy grzeszę sprzeciwiając się ich woli? Mówiąc szczerze nie wiem, ale jak by się tak zastanowić, to jeśli jestem statystycznym dzieckiem, to popełniam elementarne błędy - mówię tu przede wszystkim o chrześcijańskim punkcie widzenia.

Karcenie i Krytyka

Bunt? Zazwyczaj powodowany tym, że coś robimy źle, inaczej niż nasi rodzice to sobie wyobrażają, a tym samym krytykują, napominają, a może i w nerwach 'ciskają gromami'. Nie czarujmy się, napomnienie, nawet najdelikatniejsze zawsze będzie napomnieniem, a to nie jest miłe. Nie jest fajnie, jak ktoś przychodzi, nie ważne kto - nie mówię już tylko o rodzicach i dzieciach, i mówi MI co ja źle zrobiłem. Reakcją na napomnienie czy krytykę jest zazwyczaj nerwowa kontra z wypomnieniem znanego tekstu w chrześcijaństwie: zostaw moje źdźbło, zajmij się lepiej swoją belką! Zazwyczaj taką postawę stosuje się do najbliższych, - przy innych udajemy pokornych, a Pismo Święte jest ogólne, do wszystkich. czy to bliskich krewnych, czy dalekich, czy do niespokrewnionych.
"Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości." (Hbr 12:11)
Karcenie jest według Biblii jak najbardziej słuszne. Ale nasza natura jest jak najbardziej buntownicza, i zawsze mamy jakieś "ale", tylko, że przy obcym jestem "cichego i pokornego serca" a przy bliskim, to... (spuśćmy zasłonę milczenia). Może się to wydawać dziwne - dla mnie chyba jest - ale całe to karcenie, krytykowanie, karanie za złe zachowanie i inne, to przejaw niczego innego jak właśnie miłości. Niczego innego, jak tylko miłości:
"Bowiem karci Pan, kogo miłuje, jak ojciec syna, którego lubi." (Prz 3:12)
No i mam Was robaczki...
Jako chrześcijanie, uznajemy jako rzecz słuszną, gdy Bóg nas karze za złe zachowanie (grzechy). Przyjmujemy z pokorą to, co jest nam zapisane. Natomiast, gdy mowa o karze ze strony rodziców, to już tak łatwo nam tego nie zaakceptować, bo rodzice to tylko(?) rodzice, a Bóg to przecież Bóg. Tylko, że chyba musimy my młodzi czytać Biblię strasznie wybiórczo, bo pogodzić się z tym że karcenie od Boga, sam Bóg przyrównuje do karcenia od rodziców łatwo przez nasze zbuntowane gardło przejść nie chce.
"Jeśli jesteście bez karania, którego uczestnikami stali się wszyscy, nie jesteście synami, ale dziećmi nieprawymi." (Hbr 12:8)
Mądrość przychodzi z wiekiem. Każdy zgodzi się z tym stwierdzeniem, jako ogólnie panująca teoria. Ale od ogółu do szczegółu, a ja jestem przecież szczególny, to nie koniecznie tą mądrość dostanę z wiekiem, bo ja mądry jestem już teraz - ilu z Was tak myśli? Zatem nie polubimy za bardzo wersetu który brzmi następująco:
"Uciekaj zaś przed młodzieńczymi pożądaniami, a zabiegaj o sprawiedliwość, wiarę, miłość, pokój - wraz z tymi, którzy wzywają Pana czystym sercem." (2 Tm 2:22)
Uciekaj? Jak? Zawsze młody człowiek jest "czujny", zawsze wycofuje się w porę? Are you kidding me?
Może jednak warto czasami (ironia) posłuchać "starych", hę?

Bóg stwarzając nas, dał nam do około 100 lat życia na tym padole łez. I przez ten okres, mamy tak naprawdę nie robić nic innego jak tylko i wyłącznie się uczyć. Uczyć się być dobrym chrześcijaninem, ciągle czerpać ze wzoru w Jezusie Chrystusie. A błędy które w życiu popełniamy (nie zależnie od wieku, statusu społecznego, pozycji społecznej), zawsze powinny być dla nas ważnym odniesieniem w tym uczeniu się:
"Wskazania dajcie - zamilknę, i wyjaśnijcie, w czym błądzę." (Joba 6:24)
Tylko z tymi radami idą słowa, a słowa potrafią zranić. A jak coś się nam nie podoba to zawsze się sprzeciwiamy i buntujemy - człowiek zawsze, w każdym wieku taki jest. Dlatego zawsze trzeba dobierać słowa. Ja wszystko rozumiem, wzburzenie i inne nerwy - co myślicie, że niby oazą spokoju jestem? Ale nie ważne, czy jest się rodzicem czy dzieckiem. Zawsze wypowiada się słowa, które mogą ranić, zawsze można wypowiedzieć słowa, które zamiast załagodzić, wzburzą, a wtedy jest gorzej niż było. Potrzebne to?
"Nierozważnie mówić - to ranić jak mieczem, a język mądrych - lekarstwem." (Prz 12:18)
Tylko, kiedy wydaje się człowiekowi, że cały świat jest niesprawiedliwy, że wszystko jest złe, to czy od czasu do czasu, nie można by się poświęcić, ugryźć w język i przymknąć oczy na innych - przecież sami chcemy być tak traktowani:
"Wszyscy bowiem często upadamy. Jeśli kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało." (Jk 3:2)

Ustąp

Z żalem pisze ten podtytuł. Dlatego, że mimo iż rodzice mają swoje obowiązki jak i przywileje, to w chrześcijaństwie nie ważne w jakiej relacji: rodzic - dziecko, brat w Chrystusie - brat w Chrystusie, zawsze, ale to ZAWSZE więcej mamy wymagać od siebie. Każdy chrześcijanin, niezależnie od sytuacji czy relacji, ma wymagać od siebie więcej niż od innych.
"Rozsądek posiadł, kto w słowach oszczędny, kto spokojnego ducha - roztropny." (Prz 17:27)
Jest plan - kilka opcji:
  • Słuchajmy
"Wiedzcie, bracia moi umiłowani: każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu." (Jk 1:19)
Bez gwałtowności, bez nerwów, bez wchodzenia w słowo. Wysłuchajmy, zastanówmy się i porozmawiajmy. Ale rozmowa na końcu, najpierw to co mają do powiedzenia inny - tak tak wiem, łatwo mi pisać... Spoko rozumiem jakie jest życie.
  • Istota rzeczy
Nie skupiajmy się na tym, jak do nas mówią (potrafi to wkurzyć, ale skoro wymagać mamy więcej od siebie, to pamiętajmy, że też mogą się zdenerwować, są ludźmi), ale co mówią. Przede wszystkim meritum.
"Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go - w porę go karci." (Prz 13:24)
  • Usprawiedliwianie się na końcu
"Nie uniknie się grzechu w gadulstwie, kto ostrożny w języku - jest mądry." (Prz 10:19)
Taka jest prawda, że jeśli drugiej osobie damy do zrozumienia iż ją szanujemy w rozmowie, opanowujemy swój język, to będziemy mogli oczekiwać tego samego. Dlaczego standardy kultury wypowiedzi nie mogą być kreowane przez młodych?
"Posłuchaj rady, przyjmij naukę, abyś był mądry w przyszłości." (Prz 19:20)
Chciałbym napisać, że cała waga leży po stronie innych. Co prawda jakoś naszło mnie tak trochę rodzinnie, ale w gruncie rzeczy, to to wszystko można zastosować do ogólnej relacji młodych i starszych. I może dało by się do czegoś przyczepić, chętnie bym się odciążył w kwestii odpowiedzialności, ale sprawa chrześcijańskiego wymagania od siebie i od innych, całą moją piramidę burzy. Po prostu, jeśli chce napisać tak jak uważam, jak być powinno, jak mówi Pisma Święte, to innego stanowiska nie potrafię zająć. N-ty raz podkreślam, że za złą atmosferę w domu nie odpowiada tylko mąż, żona, syn, córka - ale wszyscy. Rozwody są straszne, ale nigdy nie jest tak, że tylko jedna strona jest winna. Zawsze wina (choć w najmniejszym stopniu) zależy od drugiej strony.
"Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie!" (Łk 6:31)
Skakałem po wersetach i skakałem, co znalazłem zamieściłem powyżej. Nie spodziewam się, aby ten wpis przysporzył mi popularności, spodziewam się, że wręcz przeciwnie. Nie wydaje mi się, że dobrze go napisałem, i mówiąc szczerze z lękiem go publikuje. W gruncie rzeczy nie wiem czy to lęk przed Waszymi komentarzami czy odczuciami, czy po prostu niesmak, spowodowany tym, że nawet 5% powyższych wersetów nie potrafię w życiu zastosować, chociaż jestem ich w pełni świadomy. Może inaczej będę patrzył na sprawę jak sam będę miał swoje dzieci i pójdę do rodziców i powiem "przepraszam za moją głupotę, że dopiero teraz zrozumiałem".

2 komentarze:

  1. Przyjmuję to z pokorą, aczkolwiek nie obraził bym się, gdym wiedział dlaczego to jest "chłam". ;)

    OdpowiedzUsuń