Google Website Translator Gadget

wtorek, 15 marca 2011

Chrześcijaństwo okopowe

Irytuje mnie współczesna poprawność polityczna chrześcijaństwa. Mam tu na myśli szeroko pojętą izolację chrześcijan od nie-chrześcijan i częste zamykanie się w gronie własnego wyznania. Żenada. Żenada dlatego, iż Biblia wyraźnie wskazuje, iż izolacja nie powinna mieć miejsca w naszym życiu, tylko powinniśmy się cechować otwartością. Rozumiem, że co poniektórzy są chrześcijanami tylko w niedzielę między 10 a 12 w południe, a później zaprzeczają swemu chrześcijaństwu, ale ze względu na tą obłudę, nie powinniśmy w żaden sposób wypaczać przesłania Ewangelii.

Chciałbym być konsekwentny i trzeba sobie powiedzieć, że Biblia w pewnym stopniu zabrania bliskich relacji ze światem:
"Cudzołożnicy, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga." (Jk 4:4)
"Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo. Cóż bowiem na wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością? Albo jakaż jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym? Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego - według tego, co mówi Bóg: Zamieszkam z nimi i będę chodził wśród nich, i będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem." (2 Kor 6:14-16)
Mowa o tym, że mamy wystrzegać się świata, niewierzących, grzeszników, cudzołożników... Na pewno? Czy jest możliwe, abyśmy z takimi ludźmi się nie zadawali? Według apostoła Pawła jest to nie możliwe:
"Napisałem wam w liście, żebyście nie obcowali z rozpustnikami. Nie chodzi o rozpustników tego świata w ogóle ani o chciwców i zdzierców lub bałwochwalców; musielibyście bowiem całkowicie opuścić ten świat." (1 Kor 5:9-10)
Z grzechem zawsze się stykamy i stykać będziemy na co dzień. To normalne i jakieś izolowanie się to jakieś mrzonki! W ogóle nie wiem kto to wymyślił?! Biblia przestrzega nas nie przed ludźmi grzesznymi, ale przed identyfikowaniem się z ich poglądami czy stylem życia. Tego mamy się za wszelką cenę wystrzegać, a nie uciekać przed ludźmi, którym ewidentnie potrzebny jest Chrystus. A kto do nich z Ewangelią przyjdzie jeśli nie słudzy Chrystusa, inaczej mówiąc: My? No, a jak! Warto by spojrzeć na Jezusa i z Niego czerpać wzór. Czy Jezus zadawał się z elitą czy z 'plebsem'? Z błogosławionymi czy przeklętymi? Zazwyczaj był widziany wśród grzeszników:
"Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników." (Łk 7:34)
Jadał z nimi i pił. Nigdy się nie upił, nigdy ujmy Ojcu nie przyniósł. Po prostu z nimi przebywał. Był na nich otwarty,  jako ktoś, kto przychodzi z poselstwem. Czy my takiego poselstwa nie powinniśmy mieć? Pan Jezus w pewnym sensie się z nimi asymilował, ale nigdy nie przyjął ich sposobu życia, zachowań. Przebywał z nimi, bo chciał im pomóc. Dlaczego zatem my zamykamy się na innych, na ludzi ze świata, na inne wyznania religijne. Dlaczego większość z nas ma o sobie wysokie mniemanie żyjąc w przekonaniu że tylko oni będą zbawieni, gdyż tylko oni posiedli najpełniejszą Prawdę? Totalny bezsens. Zgadzam się, że nie można być przyjacielem świata, że pewne standardy mamy trzymać. Ale jeśli Jezus - nasz Nauczyciel - to potrafił, to czemu my mielibyśmy uchybić? Powód jest jeden: chcemy usprawiedliwić się przed własnym sumieniem, aby się upijać i nie moralnie bawić.

Nie wmawiajmy sobie, że jesteśmy elitą, dla której rozmowa z grzesznikiem jest niczym innym jak tylko kalaniem się. Jeśli już trąbimy na lewo i prawo, że jesteśmy sługami to służmy: całym sobą, zawsze, wszystkim.
"Lecz Jezus im odpowiedział: Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają." (Łk 5:31)

5 komentarzy:

  1. Słuszne słowa.
    Do ostatniego akapitu polecam:
    "Jabłonka nie stoi na środku sadu i nie krzyczy: 'jestem jabłonką, jestem jabłonką, jestem jabłonką!' Jabłonka rodzi jabłka i każdy poznaje ją po owocach"
    http://galazkakrzewuwinnego.blogspot.com/2011/02/o-wydawaniu-owocow.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Słowo służba jest ostatnio bardzo modne. Co to właściwie znaczy służba... w życiu zwykłego szarego człowieka, mającego pracę, rodzinę, obowiązki w domu ( pranie, sprzątanie, itp). Nie interesuje mnie ustawiony facet z pokaźnym kontem w banku , mający do pomocy żonę, 2 mamuśki i panią do sprzątania. Interesuje mnie zwykły zjadacz chleba, który o 22 lub 23 pada na tzw. twarz.. Nie ma kasy na organizowanie czegoś wielkiego, krążenie po więzieniach. Czy aby na pewno sednem chrześcijaństwa jest samo głoszenie ? Może chodzi tutaj o coś więcej...a może cel naszego życia jest tak na prawdę nieco inny.Rozpowszechnianie indoktrynacji o przymusie głoszenia ( nie myślę o świadczeniu swoim życiem, czy mówieniu o ewangelii jeśli ktoś sobie życzy) wpędza w niepotrzebne rozterki.

    OdpowiedzUsuń
  3. W moim przekonaniu "służba", to świadomość że zawsze jesteśmy chrześcijanami, którzy powinni służyć Bogu w przeróżny sposób: mały i wielki.
    Czy sednem chrześcijaństwa jest głoszenie? Z pewnością nie. Moim skromnym zdaniem, sednem jest Jezus Chrystus, cała reszta to pochodne od Niego. A głoszenie - według mnie - jest ważne, może nawet i ważniejsze od innych spraw, albo po prostu ja osobiście czuję do tego "powołanie".
    Co do tej indoktrynacji o przymusie głoszenia... Ja naprawdę do tego zmusiłem? Wydawało mi się, że pisałem o otwartości do drugiego człowieka, a jeśli już coś piętnowałem to izolację. Kiedy mówimy o otwartości, to w domyślę rozumiem, że nie mówimy o rzeczach wielkich, ale np. o zrobieniu zakupów starszej sąsiadce, pomoc znajomym w przeprowadzce/remoncie i w gruncie rzeczy tysiące innych rzeczy, które mało kto nazwie ewangelizacją...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz Łukaszu Ty nie zmuszałeś do głoszenia, niemniej stykam się z tym.Otwartość jest jak najbardziej słuszna i potrzebna. Jeśli będziemy konserwami widzącymi tylko czubek własnego nosa - to tak naprawdę głosić tez nie będziemy. A jeśli to tylko dla samego głoszenia, czy dobrego samopoczucia. Bo co się stanie jeśli ktoś odpowie na głoszenie i zechce przyjść do zboru. A zbór będzie tak jak pisałeś czuł się elitą świata, "zamknięty". Od urodzenia słyszę , że należy służyć Bogu. Ale co się kryje pod tym sloganem? Co kilka lat następuje zmiana tych wybranych, dobrych czynów czy zachowań. Najpierw studiowanie Biblii, wiedza, teraz głoszenie i najlepiej w skrajnych środowiskach...Dla mnie to jest "szok" a doba ma tylko 24h.

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem Ci, że rozumiem o co Ci chodzi, gdyż ja mam dość podobnie: od zawsze słyszę co należy i co trzeba, a najgorsze dla mnie jest to, że głosić w żaden sposób nie trzeba... To mnie osobiście przeraża.
    Ja się zresetowałem i skupiłem tylko na Biblii, przesłanie jakie z niej odczytałem jest jakie jest i tego się trzymam. Ty z pewnością zrobiłeś to samo, bądź zrobisz i tego będziesz się trzymał. Wtedy to co mówią inni, to będzie rzecz drugorzędna.

    OdpowiedzUsuń