Google Website Translator Gadget

sobota, 7 grudnia 2013

Zaufanie ponad wszystko

Rzadko analizujemy nasze życie z szerszej perspektywy, a jeśli już nam się to zdarzy, wówczas i tak – mimo że jesteśmy chrześcijanami – dominuje w tej analizie perspektywa cielesna. Widzimy jedynie to, co „tu i teraz”, czasem wybiegamy kilka lat w przód. Nie potrafimy przewidzieć skutków naszego postępowania ani konsekwencji w przypadku, jeśli czegoś nie zrobimy. Mamy też problem z analizą naszych życiowych zakrętów. Rozpatrujemy je w kategorii tragedii, uważamy, że to, co na nas przyszło, jest niesłuszne i niesprawiedliwe, nie widzimy sensu tego cierpienia i nie potrafimy znaleźć uzasadnienia dla wyzwań i problemów dnia codziennego. A przecież wszystko dzieje się w naszym życiu w jakimś celu…
Kiedy Izrael pod wodzą Mojżesza wyszedł z Egiptu i zmierzał do Ziemi Obiecanej, napotykał różne przeszkody i trudności: był ścigany przez Egipcjan, toczył walki z Amalekitami, Sychonem z Cheszbonu czy Ogiem z Baszanu, znosił ciężkie warunki bytowania na pustyni i mnóstwo innych niedogodności – takich, o których Biblia mówi, i z pewnością wiele innych, których możemy się domyślać. Powstaje pytanie „dlaczego?”. Po co było to wszystko? Czy Bóg nie mógł im utorować drogi, by stała się bezproblemowa, łatwa i przyjemna? Mógł i właściwie to robił. Przecież żadne wyzwanie, które podczas tej wędrówki pojawiło się przed Izraelem, nie było nie do pokonania. Bóg zawsze dawał rozwiązanie: zapewniał wielokrotnie, że to On będzie walczył za swój lud, spragnionym i głodnym dawał wodę i mannę, otaczał opieką na pustkowiu, dotrzymując każdego danego słowa. W zamian oczekiwał jedynie zaufania i postępowania zgodnie ze wskazówkami, jakie im przez Mojżesza przekazywał.
Niestety, z zaufaniem w Boże obietnice Izraelici byli często na bakier. Wielokrotnie podważali słowa wypowiadane przez Mojżesza, nie analizowali działań Bożych, a każdy napotkany problem był dla nich powodem do narzekania na Boga i Mojżesza za to, że wyprowadzili lud z Egiptu. Tęsknili za niewolą egipską, ponieważ nie potrafili stawić czoła przeszkodom, jakie pojawiały się w czasie ich pustynnej wędrówki, lecz z miejsca się poddawali. Każdy taki przypadek zwątpienia był odbierany przez Boga jako jawny akt nieposłuszeństwa, jednak czara goryczy przelała się w chwili, kiedy byli praktycznie u celu swej podróży:„Odezwał się znowu Pan do Mojżesza tymi słowami: Poślij ludzi, aby zbadali kraj Kanaan, który chcę dać synom Izraela. Wyślecie po jednym z każdego pokolenia ich przodków, tych wszystkich, którzy są w nich książętami. […] Po czterdziestu dniach wrócili z rozpoznania kraju. Przyszli na pustynię Paran do Kadesz i stanęli przed Mojżeszem i Aaronem oraz przed całą społecznością Izraelitów, złożyli przed nimi sprawozdanie oraz pokazali owoce kraju. i tak im opowiedzieli: Udaliśmy się do kraju, do którego nas posłałeś. Jest to kraj rzeczywiście opływający w mleko i miód, a oto jego owoce.Jednakże lud, który w nim mieszka, jest silny, a miasta są obwarowane i bardzo wielkie. Widzieliśmy tam również Anakitów. Amalekici zajmują okolice Negebu; w górach mieszkają Chetyci, Jebusyci i Amoryci, Kananejczycy wreszcie mieszkają nad morzem i nad brzegami Jordanu” (Liczb. 13:1-225-29).
Słowa wywiadowców były zgodne z prawdą, a zagrożenie i potęga mieszkających tam ludów kananejskich tak ogromne, że prawdopodobnie żaden współczesny im naród nie byłby w stanie ich pokonać – tym bardziej Izrael, gdyby nie fakt, że Bóg był z nim. Jednak Izraelici zapomnieli, z ilu opresji wyrwał ich Bóg, ile razy już udowodnił im swoją miłość i praktyczną opiekę. Dowodów tej opatrzności mogliby znaleźć wiele w ciągu zaledwie kilku ostatnich miesięcy – nie wspominając o wypełnieniu przez Boga obietnicy danej Abrahamowi przed laty. Strach okazany w tamtej chwili był w oczach Bożych ciężkim grzechem, bo po raz kolejny nie dali wiary Bożemu słowu, po raz kolejny podali w wątpliwość Boga, Jego intencje i cel podróży, do jakiego ich prowadził. To była finalna próba, którą mieli przejść. Nie zaufali jednak Bogu i postanowili się wycofać. „Wtedy całe zgromadzenie zaczęło wołać podnosząc głos. i płakał lud owej nocy. Izraelici szemrali przeciwko Mojżeszowi i Aaronowi. Całe zgromadzenie mówiło do nich: Obyśmy byli pomarli w Egipcie albo tu na pustyni! Czemu nas Pan przywiódł do tego kraju, jeśli paść mamy od miecza, a nasze żony i dzieci mają się stać łupem nieprzyjaciół? Czyż nie lepiej nam będzie wrócić do Egiptu? Mówili więc jeden do drugiego: Wybierzmy sobie wodza i wracajmy z powrotem do Egiptu.” (Liczb. 14:1-4).
Historia pierwszej próby wejścia Izraela do Kanaanu jest nauką dla nas w naszej podróży do duchowego Kanaanu. Podczas naszego życia jako chrześcijanie napotykamy mnóstwo problemów. Nie zawsze patrzymy na nie jak na cierpienia człowieka wierzącego. Ot, zwykłe problemy zwykłych ludzi. Jednak tak nie jest. Jeśli bowiem powierzyliśmy nasze życie Bogu, wówczas to, co nas spotyka, nie dzieje się z przypadku. Bóg na swój sposób interweniuje. Na jedne doświadczenia pozwala, a przed innymi nas chroni. I wcale nie muszą one wiązać się ściśle z wiarą: to może być choroba, utrata pracy, kłótnia z przyjacielem, trudności w szkole czy problemy wychowawcze z dziećmi. W ogóle nie myślimy w ich kontekście o religii, a mimo to mieszczą się w sferze religijnej. Bo na przykład cóż było szczególnego w tym, że Izrael nie miał wody w Meriba? Albo czy fakt, że buty Izraelitów podczas wędrówki po pustyni nie niszczyły się, musiał być koniecznie dowodem opieki Bożej? A jednak wydarzenia te były objawem Bożego błogosławieństwa lub jego braku, w odpowiedzi na postawę całego ludu wobec Boga.
Zachowanie Izraela podczas próby wejścia do Kanaanu ukazuje nam sedno kwestii zaufania względem Boga. Z nami jest tak samo. Nieustannie zmagamy się w życiu z jakimiś drobnymi kłopotami, ale od czasu do czasu dotyka nas naprawdę duży problem. Tak jak Izraelitów przed wejściem do Ziemi Obiecanej. Z jednej strony mamy wówczas mnóstwo świetnie uargumentowanych powodów, aby wycofać się i uciec, a z drugiej – tylko jeden powód, by zostać i stawić czoło: zaufanie do Boga i Jego słowa. Możemy uciec. Możemy się poddać. Możemy się wycofać. Nie musimy ufać Bogu. Jednak to niesie z sobą konsekwencje. Dla Izraela było to krążenie w miejscu przez czterdzieści lat. Czterdzieści długich lat tułaczki tylko dlatego, że zwątpili. Efekt? I tak pokonali Kananejczyków. I tak weszli do Kanaanu.
Jaki stąd wniosek?
Pewnych rzeczy musimy w życiu doświadczyć. Pewne rzeczy musimy pokonać. Pewne próby musimy przeżyć. To nic, że się boimy, że boli, że panikujemy. Te próby są po to, abyśmy zupełnie i bez reszty oparli się tylko i wyłącznie na Bogu. Abyśmy zaufali tylko Jemu i w Nim położyli CAŁĄ naszą nadzieję. Jeśli się wycofamy, odsuniemy jedynie w czasie to, co nieuniknione. Bo nie uciekniemy od tego, co waży na naszym zbawieniu. Bóg dozwala na te doświadczenia tylko po to, aby złamać naszą cielesność i pozwolić rosnąć naszemu duchowi. Jeśli wystraszymy się problemów i prób, jeśli zwątpimy, to zamiast iść dalej w rozwoju i cieszyć się z Bożych błogosławieństw w naszym życiu, będziemy stali w miejscu. Aż odpokutujemy to podważanie Bożych obietnic i podejmiemy kolejną próbę wyparcia „Kanaanejczyków” z naszego dziedzictwa.
„Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa” (1 Piotr 1:6-7)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz