Google Website Translator Gadget

piątek, 13 grudnia 2013

Cejrowski vs. Empik

Kilka tygodni temu Wojciech Cejrowski w związku z podjętymi działaniami marketingowymi grupy Empik wydał następujące oświadczenie:
Celowo wracam teraz do świąt, gdyż bacznie śledziłem to co się dzieje wokół sprawy i chciałem spróbować spojrzeć z dystansu. Ale od początku…
Empik do kampanii gwiazdkowej zaprosił Marię Czubaszek i Nergala. W mediach oboje występują, delikatnie mówiąc, w opozycji tak do Kościoła powszechnego jak i do samego chrześcijaństwa (nie wdając się w szczegóły). Wojciech Cejrowski wyraził dezaprobatę dla takiego posunięcia i wystąpił jako katolik w tej sprawie, wzywając do bojkotu sklepów Empik, ale… bojkot miał polegać, na tym, aby nie kupować jego książek właśnie w tych sklepach. I właśnie to wezwanie mnie zaciekawiło najbardziej.
Normalnym można by uznać wezwanie do protestów, bojkotu całkowitego, ale podkreślenie buntu przy pomocy tylko swoich książek wydaje się dość niezwykłym posunięciem. Różnie się na to patrzy. Jedni są w nim zakochani, inni mówią, że wykorzystuje okazję, by się wypromować. Cejrowski ma na tyle ugruntowaną pozycję w mediach, iż dodatkowego lansu nie potrzebuje, a ktoś kto śledzi jego wystąpienia zauważy, że on mówi cały czas tak samo. Nie zmienia zdania „pod publikę”.
Jako protestant jestem w opozycji do wielu tez i nauk Kościoła Rzymsko-Katolickiego, a które często są na ustach pana Wojciecha, jednak postawa, którą przyjął troszkę mnie zawstydziła. W tak jasny i zdecydowany sposób, świadomie strzela sobie w kolano – z punktu widzenia ekonomicznego – jednak czyni to, co prawdziwy wierzący powinien uczynić: opowiada się po stronie wiary.
Wiem, że przykład nie jest łatwy bo medialny, a z definicji podchodzimy ostrożnie do tego, co media nam mówią. Jednak, jeśli odstawimy „reżyserkę” na bok, to jawi nam się obraz człowieka, który konsekwentnie i jasno ogłasza swoją przynależność do Boga. Jak to się ma z, tak powszechnie spotykanym tematem tabu, jakim jest chrześcijaństwo i osobista relacja z Bogiem? Nie lubimy o tym, mówić, odsłaniać się, ale to nie strach przed prześladowaniami nas paraliżuje, przynajmniej nie w naszym kraju. Może chodzi o wykluczenie nas przez nasze otoczenie? A może chodzi o naszą autentyczność? Może nasze „tygodniowe życie”, jest zaprzeczeniem naszego „niedzielnego życia”?
A może wcale nie jesteśmy fałszywi, tylko po prostu nie zaangażowani? Nie w ogonie peletonu, nie na jego czele, ale w centrum, gdzie nam wygodnie, mamy swoje miejsce i nie mamy wewnętrznej potrzeby być bliżej Boga niż obecnie. Jasne, że mamy do tego prawo, ale czy trzeba z niego korzystać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz