Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 28 maja 2012

sobota, 26 maja 2012

Zasada Grubej Kreski

Oddzielenie przeszłości za pomocą jednego ruchu? Tak, jest to w moim przekonaniu u Boga możliwe. Za jednym zamachem Bóg może oddzielić nasze grzeszne życie, i możemy zacząć jeszcze raz. Kilka postaci w Biblijnych mnie o tym przekonuje. Pierwszą z nich jest ap. Paweł:
"Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną." (1 Kor 15:9-10)
Paweł czynił coś co w naszym światopoglądzie się nie mieści. Zabijał ludzi tylko i wyłącznie dlatego, że mieli inną wiarę. OK, czynił to, bo uważał że to słuszne, ale czy my dziś usprawiedliwiamy islamskich fundamentalistów, którzy ze względu na wiarę mordują i kaleczą? Nie mówię tu o terrorystach, ale o obrońcach wiary. Nie ma zrozumienia dla tego typu postępowania. Bóg jednak uznał inaczej. Wybrał Pawła, oddzielił jego dawne życie od obecnego. Paweł dostał szansę, której nie zmarnował. Zmienił swoje życie.
Innym, miłym przykładem dla grzesznego serca jest kobieta przyłapana na cudzołóstwie:
"Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!" (Jn 8:4-11)
Przykład szczególnie mi bliski. Kobieta, która została potępiona przez wszystkich dookoła znalazła ukojenie w nikim innym jak tylko w Jezusie. Jezus, który działał z upoważnienia Bożego w żadnym razie nie chciał jej śmierci, na którą w pełni zasługiwała. Wybaczył jej. Wyczyścił jej kartotekę. Powiedział, od teraz zaczynasz jeszcze raz. Nie zmarnuj szansy. Właśnie, ta szansa jest uwarunkowana: Idź, a od tej chwili już nie grzesz! Gdyby wróciła do swojej profesji, zmarnowała by to co dostała. Jakże łatwo się o tym mi pisze.

Wielokrotnie w życiu zrobiłem coś głupiego. Coś, za co przed Bogiem było mi wstyd. Gorąco wołałem aby mi odpuścił, aby wybaczył mój grzech/y. Przychodziła chwila ukojenia na serce. Czułem jak mi ciężar spada i już nie ma tego balastu grzechu. Czułem lekkość i swobodę w poruszaniu się. Ciężko opisać to komuś, kto tego nie przeżył. Problem jaki tu dostrzegam to to, że wielokrotnie do tych swoich grzechów wracałem. Wracałem mimo, że odpuszczono mi je wcześniej. Nie zachowałem się jak w powyższym przykładzie cudzołożnica. Jest to przykre i przeraża mnie fakt, że strasznie lekko o tym pisze teraz mimo świadomości, że średnio co kilkadziesiąt godzin daje dowód swojej pseudo wierności Bogu zaskarbiając sobie Jego gniew.

Mimo wszystko po każdym incydencie - śmieszne słowo - mówię sobie 'jeszcze raz'. Staje do walki próbuje z przeświadczeniem, że już nigdy więcej nie potknę się. Takie wmawianie sobie, że już będzie ok. Nigdy nie jest. Cieszy mnie fakt, że jak do tej pory Bóg okazuje mi cierpliwość, gdyż wychodzę z założenia, że skoro jeszcze oddycham i żyje to mam cały czas szanse na zmianę swego życia. Ale na tym świecie, tylko Bóg trwa wiecznie... Jestem jak czysta świnia, która wraca do błota i jak pies, który wraca do swych wymiocin. Pies i świnia - trafne określenie mojej osoby.

Apostoł Paweł przestrzegał siebie samego, że chociaż ma te czyste konto, to zawsze może je zmarnować:
"lecz poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego" (1 Kor. 9:27)
Wiele pracy przede mną. Na dziś dzień mam siłę i chce wierzyć, że jest ona od Boga, że mam szanse, że nie wszystko stracone. Ale jutro? Pokuta i modlitwa.
"Wróć, Izraelu, do Pana Boga twojego, upadłeś bowiem przez własną twą winę. Zabierzcie ze sobą słowa i nawróćcie się do Pana! Mówcie do Niego: Przebacz nam całą naszą winę, w ten sposób otrzymamy dobro za owoc naszych warg" (Oz. 14:2-3)

niedziela, 20 maja 2012

Dokąd zmierzamy?

Bóg stworzył człowieka na swój obraz, inaczej to człowiek jest podobny do Boga. W czym się objawia te podobieństwo? Wydaje się, że Bóg-Kreator stworzył człowieka-kreatora. W tym jesteśmy podobni do Boga, w tworzeniu, w wyznaczaniu sobie celów. Wieża Babel jest słynnym tego przykładem: rodzi się koncepcja, która nas fascynuje i pociąga i zaczynamy jej realizacje. Najogólniejsza zasada działania.

Te cela nie zawsze są szlachetne. stawiamy sobie poprzeczki na różnych wysokościach. Dom, samochód, samodzielność, uznanie, przyjaciele, władza, pieniądze. Są cele małe i duże. Takie na chwilę i na całe życie. Myk polega na tym, że jeśli wybierzemy cel mało wartościowy to ten wysokowartościowy nie znajdzie sobie miejsca w naszym życiu. Dlatego ważna jest selekcja. Co jest dla mnie ważne. Co jest priorytetem. Można robić wiele rzeczy na raz, ale tylko te kluczowe powinny nas pochłaniać zupełnie.

Efekt dążenia do ziemskich i dość przyziemnych celów jest taki, że się zatracimy w materializmie. Bo to co robimy, to nas pochłania. Jeśli działamy w służbie Kościoła, to Kościół będziemy mieć w sercu. Jeśli moim celem jest BMW to co w sercu będę mieć?

Prosta zasada: czemu/komu się poddajemy/fascynujemy temu służymy.
"Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie" (Łk 16:13)

czwartek, 17 maja 2012

Koptowie w Egipcie: jest coraz gorzej


Nasilają się prześladowania chrześcijan w rządzonym przez Bractwo Muzułmańskie Egipcie.
Kilka dni temu muzułmanin zaatakował kościół w rejonie Sheikh Zayed. Nie postawiono go w stan oskarżenia, bowiem prokuratura stwierdziła, że jest „niestabilny mentalnie”.
„Odkąd prezydentem został Mursi, Koptowie są systematycznie prześladowani”, powiedział dr Naguib Gabriel, szef egipskiego związku organizacji humanitarnych. Dodał, że w ciągu dziesięciu dni Ramadanu miało miejsce dwanaście ataków na Koptów, po których nie aresztowano żadnego muzułmanina.
“Nękanie Koptów stało się modne”, stwierdził Gabriel. „Każda najdrobniejsza utarczka pomiędzy muzułmanami a chrześcijanami jest wykorzystywana przez islamistów, którzy wymuszają aresztowania Koptów, podpalają ich domy lub zmuszają do wyprowadzki, Wobec muzułmańskich sprawców takich zdarzeń nie podejmuje się żadnych działań”.
Za: euroislam.pl

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pamiętajcie o uwięzionych, jakbyście byli sami uwięzieni, i o tych, co cierpią, bo i sami jesteście w ciele.
(Hebr. 13:3)

czwartek, 10 maja 2012

Bełżec


Korzystając z wolnego w pracy wybrałem się z przyjacielem do przyjaciela do Oleszyc (podkarpackie). W sobotę wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Bełżca, miejscowości w której znajdował się hitlerowski obóz koncentracyjny. Działał od lutego do grudnia 1942 roku i pozbawił życia około 500 000 Żydów. Byłem tam... oniemiały. Chodziłem po ziemi, która przyjęła tyle hektolitrów ludzkiej krwi. Dotykałem murów, o które opierały się uciekające matki z dziećmi. widziałem tory kolejowe po których przyjeżdżały nowe transporty. Widziałem gruz obozu, który widział to, o czym my współcześnie żyjący często gęsto traktujemy jako "straszny" epizod w historii ludzkości.

Nie byłem tam na wycieczce. Nie pojechałem tam odpocząć. To nie miał być miły wypad, aby zobaczyć coś innego, jakieś muzeum.... Pojechałem tam po refleksję. Po refleksję nad swoim życiem.

Będąc tam, uświadomiłem sobie, że to co mam jest cenne, jest darem i przejawem Bożej łaski. Mam tu na myśli, swobodny spacer po ulicy, brak napiętnowania społecznego, zero problemu z głodem i chorobami, swobodę w przemieszczaniu się, autonomie w decydowaniu o samym sobie. Banały nie? Kto dziś dziękuje Bogu za to, że mógł, bez strachu, że go zastrzelą, pójść do sklepu i kupić chleb. OK, może w Somalii lub Ugandzie. Ale w Polsce to na pewno nie jest standard. Mamy coś, co dla nas jest standardem, oczywistą oczywistością - dla ludzi, którzy znaleźli się m.in. w Bełżcu to było coś, za czym tęsknili, ale nigdy tego nie otrzymali. Przynajmniej nie te pół miliona Żydów.

Będąc tam widziałem rodzinne wycieczki. Fan, uśmiechy i radości. Sweet focie na Facebook'a. Tekst ojca do 4-letniego syna, który przeszukuje gruzy po zburzonym obozie: "jak znajdziesz jakiś złoty ząb, to bierz szybko do kieszeni, hehe". Obóz zagłady to nie jest miejsce na niedzielny weekend, jako alternatywa dla TV czy neta. To jest miejsce aby uświadomić sobie, że śmierć ze starości to dar. To miejsce, w którym uświadamiamy sobie, że życie jest darem, a nie czymś co nam należy się.

Byłem też w wielkiej komorze gazowej. Odwzorowanej, nie oryginalnej. Wielki bunkier, przerażająca ciemność i echo, od którego ma się dreszcze jak w najgorszych horrorach. Wchodzę tam i widzę setki gołych Żydów, którzy są tam zapędzani jak bydło. Drzwi się zamykają. Cały czas jest krzyk paniki i strachu. Nagle włączają się wiatraki. Słychać syczenie. Jest cisza. wszyscy słuchają tego syczenia. Czują gaz. Wiedzą, że to właśnie taką śmiercią umrą. Wielki krzyk, płacz i lament. Po kilkunastu minutach obłędna cisza. Pompy się wyłączają i włączają wentylatory. Komora znów ma tlen. Żydzi pracujący dla hitlerowców wynoszą swoich braci do spalenia. Taki obraz miałem tam w głowie.

Po takiej "wycieczce", modlitwa dziękczynna nad chlebem jest inna, a i chleb smakuje inaczej.

środa, 2 maja 2012

Uczucie oziembło

Kiepska sprawa, gdyż stałem się chłodniejszy. Nie ma we mnie werwy, polotu, iskry. Zaniedbałem to. Źle się z tym czuje, gdyż wszystko co w życiu mam, wszystko co osiągnąłem i wszystko to co mogę zaliczyć jako mój sukces, jest tak naprawdę wykorzystaniem mnie jako narzędzie w ręku Boży. Także wszystko, ale to dosłownie WSZYSTKO przypisuje łasce Bożej. Tej samej łasce, którą zaniedbałem.

Konsekwencje są tego dla mnie straszne. Stałem się liberalny dla siebie samego. Nowe "Ja" zamiast walczyć ze starym Łukaszem, zaczyna się nie tyle co wyciszać, ale dogadywać ze starą naturą. I wiecie co jest najlepsze - czuje wewnętrzny pokój. Zazwyczaj, gryzłem się ze względu na wszelkiej maści grzech, który pojawiał się w moim życiu. Dziś, so well. Takie życie.

Ale ja nie chce takiego życia. Życie jest wygodne wśród pożądliwości, spełnionych pokus, upustu negatywnych emocji. Ale ta wygoda jest tylko tu i teraz. Trzeba stać się niewolnikiem swoich pragnień, by cały czas trwać w tej wygodzie. Nie chce tego. Chociaż chce. Jednak nie chce. Dziwne?
Wiemy przecież, że Prawo jest duchowe. A ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, to tym samym przyznaję Prawu, że jest dobre. A zatem już nie ja to czynię, ale mieszkający we mnie grzech. Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! (Rz 7:14-24)
Takie małe rozdwojenie osobowości. Chcę, ale coś jest silniejsze od mojego chcenia. I cały myk polega na tym, aby nabierać siły, trenować ducha, by w chwili pokusy/próby, zwyciężyć. Ale sami nie zwyciężymy, nie ma szans. Dlatego za Pawłem mogę powiedzieć: Dzięki Bogu za Jezusa!

To w Jezusie, mogę wrócić do Boga. Sam się mogę tylko oddalić, ale w Jezusie, ja grzeszny i nędzny, mogę się w z Bogiem pojednać. Nie pierwsze to już moje pojednanie, zapewne nie ostatnie. W tym miejscu pragnę wyrazić swoją wdzięczność Bogu za Jego cierpliwość względem mnie. Tyle razy mówiłem przepraszam i tyle razy te przepraszanie okazywało się nic nie warto, gdyż wracałem na swoje 'pierwsze' ścieżki. Ale jeszcze oddycham. Póki co wstaję rano. Także jeszcze mam czas, aby naprawić z Jezusem to, co sam popsułem.

Mam czas, aby z gasnącego żaru, wzniecić wielki ogień. Z Jezusem.