
Mało kto potrafi być częścią grupy, skutecznie broniąc się przed wpływem innych. Mało kto potrafi, nie zmieniać swego zdania pod wpływem wiodących liderów. To jacy jesteśmy, jaki posiadamy światopogląd jest uzależnione od tego kogo i co wpuszczamy do naszej głowy. Jeżeli za wzory ideologicznie weźmiemy sobie ateistów, ciężko, by pod ich wpływem stać się zagorzałym sługą Bożym. Nie mówię tu o separacji, zarwaniu kontaktów, albo usunięciu ich ze znajomych na facebooku - nie aż tak okrutny nie jestem... Posiadanie znajomych inaczej wierzących, myślących o diametralnie innym światopoglądzie nie jest grzechem. Jezus bardzo często przebywał wśród cudzołożników i grzeszników, nigdy nie będąc takim jak oni. Nie On wchłaniał ich ideałów, ale starał się przekazać im ideały swoje.
Jeżeli mamy - my ludzie - skłonności do ulegania wpływom innych, to jeśli chcemy być chrześcijanami - takimi nie z nazwy ale z życia - to siłą rzeczy musimy "karmić się" treściami chrześcijańskimi. Nie można być chrześcijaninem czasowo, a w innych okolicznościach być w świecie i żyć w przekonaniu, że jedno nie wpływa na drugie. Nasze serce nie jest podzielone na nie mające nic z sobą wspólnego rozdziały, to jest jeden worek do którego wrzucamy wszystko. W przyrodzie nie może być 'pustka'. Jeśli usuwamy - czasami samoczynnie, nieświadomie - chrześcijaństwo z naszego życia, to siłą rzeczy robimy miejsce dla 'światowych' myśli. Rzecz działa w drugą stronę także. I aby była 'ta druga strona' musimy wchłaniać treści budujące i to one winny być wiodące.
Dlatego warto się zastanowić czy nie powinniśmy wprowadzić większą selekcję w dobieraniu sobie przyjaciół (nie mówie o znajomych). Czy nie powinniśmy poświęcać czas na rozmowy w 'lepszym' guście. Rozmowa o wszystkim i o niczym grzechem nie jest, ale warto zastanowić się na prioretytami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz