Rok zmierzchu, wielki rok zaćmienia.
Już zapadają ciężkie pętle matni
W kipiel wód nocnych, w czeluść cienia.
Słońce - lud, sędzi nasz ostatni -
Wychynie z głębi wśród milczenia.
Brzmienia przemożnego sławę głośmy,
Co z bólem dźwignie ludu wódz na barkach.
Wysławmy uścisk władzy, mus nieznośny,
I ciężar, który legnie nam na karkach.
Kto serce ma, ten pojmie znak bezgłośny -
To na dno idzie wieku barka.
Nawet jaskółek mimolotne stada
Sprzęgliśmy w huf, w kohorty wojownicze
I już nie widać słońca, bo gromada
Rwie się do lotu, kwili, krzyczy.
Słońce w tę sieć, jak mrok zapada
I glob urywa się z kotwicy.
Spróbujmy więc. Szeroki, nieporadny,
Skrzypliwy obrót rudla. Byle dalej.
I ziemia płynie już, otchłanie radląc.
Odwagi, bracia. I w letejskiej fali
Wspomnimy przecie, że to nam wypadło,
Byśmy za ziemię dziesięć niebios dali.
MOSKWA, MAJ 1918
Osip Mandelsztam
Z tomiku "Kontrabanda" Jerzego Pomianowskiego,
Wyd. Austeria, Kraków - Budapeszt 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz