Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Być radykalnym

Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego. (Łuk. 9:62)
Bóg jest istotą miłosierną, ale nie tolerującą kompromisów. Nie lubi się nami z kimś lub czymś dzielić. Mimo tych jasnych deklaracji ze strony Pana Boga, my nadal próbujemy znaleźć usprawiedliwienie dla swoich zachcianek i „miłości”, które odciągają nas od Boga bądź czynią Go drugorzędnym w naszym sercu. (…) Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym (…) (2 Mojż. 20:5). Nie będziesz oddawał pokłonu bogu obcemu, bo Pan ma na imię Zazdrosny: jest Bogiem zazdrosnym (2 Mojż. 34:14).
Kiedy Abram wyszedł z ziemi swoich przodków i udał się w nieznane, pozostawił przeszłość za sobą. Nie wracał tam myślami tylko z całą stanowczością udał się na zachód. Nie widać tego tak wyraźnie, ale przez Abrama przemawiał właśnie radykalizm, bo jakim trzeba być człowiekiem, aby tak stanowczo odwrócić się z dnia na dzień od swojego dotychczasowego (pewnie i wygodnego) życia i pójść za wezwaniem Boga? Inny przykład mamy w osobie żony Lota. Również wezwanie Boże, może bardziej dramatyczne i dynamiczne, ale sens ten sam. Zdając się na ratunek Boży, należy porzucić dotychczasowe nadzieje i drogi ratunku, radykalnie się od nich odcinając. Żona Lota widziała w Bogu ratunek, ale dotychczasowy standard życia, może majętność zapewniająca dobrobyt, tak w jej mniemaniu potrzebna teraz, kiedy będzie trzeba budować wszystko od zera, były tym zapewnieniem, którego nie pokładała już w Bogu. Niestety nie można ufać Bogu i komuś jeszcze – albo z Bogiem albo bez.
Bez wątpienia bycie radykalnym to naturalna konsekwencja bycia chrześcijaninem. To stanowcze i bezwarunkowe odcięcie się od grzechu, świata i przeszłości. Ten radykalizm nie jest podkreślany ponieważ jest „samoczynny” – jak w przypadku Abrama. Jest naturalną konsekwencją naszych decyzji. Nie dostrzegamy go, bądź jest w nas poczucie jego braku – wyrazistego odcięcia się, który często objawia się w konserwatyzmie. Często chcemy okazać ten nasz radykalizm, silnie go podkreślić i zamanifestować, tym bardziej, że Pismo wyraźnie przestrzega przed pobłażaniem: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, [w razie potrzeby] wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz (2 Tym. 4:2). Trwających w grzechuupominaj w obecności wszystkich, żeby także i pozostali przejmowali się lękiem (1 Tym. 5:20). Tak postawiona sprawa zmusza nas do krytyki, tępienia grzechu, wyplenienia przejawów światowości i czynimy to bardzo często. Niestety nie zawsze tak jak powinniśmy.
Podobnie rzecz miała się z faryzeuszami. Tępili i krytykowali (co się chwali w pewny aspekcie), jednak krytykowali nie to co powinni: Zebrali się u Niego faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie obmytymi rękami. Faryzeusze bowiem, i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięśćI [gdy wrócą] z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych [zwyczajów], które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych. Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami? Odpowiedział im: Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji(Mar. 7:1-9). Problemem nie była krytyka i stanowcze trwanie w wierze, które przejawia się w jakimś aspekcie w utrzymywaniu (ludzkich) tradycji. Problemem było to, że zwracali uwagę na nieistotne rzeczy. Zasada higieny przy posiłku nie była (i nie jest) zła, ale jeśli czyste ręce stawiamy w randze zbawienia, to jest to herezja, wobec której Jezus stanął wyraźnie w opozycji: Węże, plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle? (Mat. 23:33). Odpowiedni ubiór (garnitur 3-częściowy, krawat), odpowiednie (wysublimowane) słowa, odpowiedni instrument przy uwielbieniu, porządek nabożeństwa są to tylko cztery tego przykłady, z którymi spotykamy się na co dzień. Czy możemy powiedzieć, że są bez znaczenia? Nie! Ale czy mamy odwagę nadać im taką rangę, by uważać, że od ich stosowania zależy nasze być albo nie być zbawionym? Czy jest to coś, co powinniśmy tępić, piętnować? A co z „cichym” grzechem: obmową, kłamstwem, światowością, których nie akcentujemy tak silnie tylko dlatego, że nam tak wygodnie.
W żaden sposób nie ma usprawiedliwienia dla pobłażania. Pismo wyraźnie uczy, że trzeba jednoznacznie opowiedzieć się za (lub przeciw) Bogu i stanowczo w tym trwać. Pozostaje kwestia zaznaczenia odpowiednich akcentów. O ile w przypadku apostoła Pawła nie udaje się nam znaleźć jakiegoś marginesu, o tyle już nie można tak powiedzieć o Panu Jezusie. A przecież nie był liberałem. Stanowczo stawiał sprawę, a mimo wszystko dopuszczał margines „ludzkiego błędu”: (…) Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? (Jana 8:4-5). Prawo Mojżeszowe nakazywało bezwzględnie tępić grzech i Jezus powinien okazać gorliwość w trosce o Dom Boży. Zakon jasno precyzował jaka kara była za tego typu grzech. Mimo wszystko Jezus nie potępił, tylko stanął w obronie jawnej cudzołożnicy. Jednych krytykuje (faryzeuszy), innych grzeszników broni. Czy Jezusowi zabrakło radykalizmu w służbie Bożej?
Umyka nam przeciw czemu mamy tak naprawdę protestować. Są rzeczy istotne i nieistotne, takie które mają realny wpływ na nasze zbawienie i takie, które są praktycznie bez znaczenia, a są tylko realizacją ludzkich ambicji. Pismo nakazuje radykalizm, ale przede wszystkim względem siebie. Paweł, który tak jasno wyrażał się względem tępienia grzechu, nie zapominał o autokrytycyzmie: Uważaj na siebie i na naukę, trwaj w nich! To bowiem czyniąc i siebie samego zbawisz, i tych, którzy cię słuchają. ({1 List do Tymoteusza 4:16::Pilnuj samego siebie i nauczania, trwaj w tych rzeczach; bo to czyniąc, i samego siebie zbawisz, i tych, którzy cię słuchają.}1 Tym. 4:16{/tip}). Ważne przesłanie, którego nie czytamy już razem z poleceniami krytyki. Innymi słowy wyraża się Pan Jezus: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata (Mat. 7:1-5). Ten werset nie mówi o zaprzestaniu jakichkolwiek sądów lub o powstrzymywaniu się przed napominaniem czy karaniem. On mówi o zastosowaniu równej miary wobec mojego grzechu i wobec takiego samego grzechu współbrata. Podsumowując: pilnuj samego siebie, a napominaj innych przez pryzmat swoich niedomagań z całą stanowczością. To jest przesłanie powyższych lekcji, które często jest teorią, ponieważ chcąc zastosować wezwanie z Mat. 7:1-5 musimy krytycznie spojrzeć na siebie, a do tego nie każdy jest gotów. Przyjmujemy lekcję o byciu stanowczym, o wyjściu z Babilonu obiema, a nie jedną nogą i dostrzegając to u innych, niczym strażnicy świątynni z surowością napominamy ich, w ogóle nie zastanawiając się czy przypadkiem nie wydajemy wyroku na samego siebie.
Społeczność z Panem Bogiem to nie jest stan stały, ale zmienny: może być duża, mała, albo może nie być jej wcale. Ten werset sugeruje, że główny ciężar tej osobistej relacji z Bogiem stoi po stronie człowieka. Często mamy poczucie, że coś jest dobrze albo źle, że coś nam się nie układa i łatwo nam powiedzieć, że Bóg nas doświadcza i to dla naszego dobra. Może i tak, a może to nie jest Pańskie doświadczenie ale tylko konsekwencja naszego głupiego postępowania? Postępowania opartego na własnej ambicji, braku chęci rezygnacji z doczesnych uciech, słabej determinacji w zaangażowaniu się w sprawy Pańskie? Jednoznacznie nie można odpowiedzieć, ponieważ każdy ma swój „cierń”, nie mniej jednak, warto zrobić rachunek zysków i strat i zastanowić się, czy ja Bogu służę czy tylko myślę, że służę?
W tym kontekście jacy mamy być: radykalni czy pobłażliwi? Mamy usprawiedliwiać czy osądzać? Jak się zachować, aby nie przynieść ujmy Panu Bogu i dostąpić zbawienia? Abraham odciął się od swojej przeszłości, nie znalazł miejsca na tęsknotę za doczesnością. Jezus dopuszczał margines ludzkiego błędu cały czas stanowczo grzech nazywając grzechem. Paweł oczekiwał twardej ręki wobec wszystkich a i siebie samego także. A co my mamy zrobić? Na pewno nie być pobłażliwymi, którzy wszystko zamiotą pod dywan, aby tylko było miło i ludzie nie gadali. Nie! Jak trzeba to uderzyć pięścią w stół, a jak trzeba to ugryźć się w język i pomyśleć 3 razy zanim się odezwiemy. Trzymajmy się zasady Jezusowej: Nie sądźcie z zewnętrznych pozorów, lecz wydajcie wyrok sprawiedliwy (Jana 7:24), mając na uwadze przestrogę Salomona: Nie bądź przesadnie sprawiedliwy i nie uważaj się za zbyt mądrego! Dlaczego miałbyś sobie sam zgotować zgubę?(Koh. 7:16).
Zacznijmy od siebie.
(Opublikowane na ePatmos.pl)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz