Google Website Translator Gadget

piątek, 30 listopada 2012

Rodzina

Kłócimy się z nimi, obrażamy, denerwujemy się nawzajem, sprawiamy sobie wiele problemów. Z drugiej strony pomagamy sobie, tworzymy niesamowite więzi i relacje. Jest różnie, ale zawsze to rodzina. Inna grupka ludzi niż grono bliskich przyjaciół. Inna tam rządzą prawa.

Suma wszystkich sum - nie doceniamy rodziny. Czasami jest tak, że krzywdzą nas najbardziej nasi najbliżsi i nie mówię tu o jakieś mega przemocy, mówię tu o nie zrozumieniu, czasami nie wysłuchaniu. Czy zatem Ci nasi najbliżsi to dar? Wszyscy tak mówią, ale czy faktycznie jest to dar?

Kiedy faraon kazał pozabijać niemowlęta płci męskiej, to 2 kobiety miały pełnić tą rolę katów. One jednak tego nie czyniły ze względu na strach przed Bogiem. Bóg to docenił i nagrodził.
"Ponieważ położne bały się Boga, również i im zapewnił On potomstwo" (Wj 1:21)
 W nagrodę za odpowiednią podstawę Bóg dał im rodziny. Nie pieniądze, sławę, pokój.... Rodziny, komórkę społeczną, która ma problemy, smutki i kosztuje masę nerwów. Czy zatem Bóg nagrodził czy ukarał? Rodzina to problemy. Ale to tylko jedna strona medalu. Strona, który my jakoś dziwnie ciągle uwypuklamy, skupiając się na tym co złe, zapominając i nie doceniając tego co mamy dobre.

Spróbujmy się jakoś tak trochę obiektywnie zastanowić nad naszymi rodzinami. Nie bagatelizować tego co złe i nie zamiatać nic pod dywan, ale konsekwentnie przeanalizować to co dobre. Później wnioski przeanalizujmy ze "średnią krajową". I co - nadal niesiemy krzyż nie do uniesienia?

niedziela, 25 listopada 2012

Lewi

Lewi i Symeon to bracia, synowie Jakuba, którzy w swojej młodości dość intensywnie zgrzeszyli.
"A gdy na trzeci dzień doznawali wielkiego bólu, dwaj synowie Jakuba, Symeon i Lewi, bracia Diny, porwawszy za miecze, wtargnęli do miasta, które niczego nie podejrzewało, i wymordowali wszystkich mężczyzn.  Zabili mieczem również Chamora i jego syna Sychema i odeszli.  Wtedy [pozostali] synowie Jakuba przyszli do pomordowanych i obrabowali miasto za to, że zhańbiono ich siostrę. Zabrali trzody, bydło i osły - wszystko, co było w mieście i na polu. Całe ich mienie, wszystkie dzieci i kobiety uprowadzili w niewolę, zrabowawszy wszystko, co znaleźli w domach. Wtedy Jakub rzekł do Symeona i Lewiego: Sprowadziliście na mnie nieszczęście, bo przez was będą mnie mieć w nienawiści mieszkańcy tego kraju, Kananejczycy i Peryzzyci. Jestem przecież małym liczebnie plemieniem i jeżeli oni wystąpią razem przeciwko mnie, poniosę porażkę - zginę ja i cała moja rodzina. A oni mu na to: "Czyż [mieliśmy pozwolić na to, by] się obchodzono z naszą siostrą jak z nierządnicą?" (Rdz. 34:25-31)
Ogólnie to sprawa szczytna - zemścili się za to, że ich siostra została zgwałcona. Myślę, że nikt nie przeszedł by obojętnie obok tego. Jednakże Jakub załatwił tą sprawę polubownie i choć stało się jak się stało, to istniała szansa na życie w pokoju i pokojowe załatwienie sprawy. Symeon i Lewi żądali krwi i ją przelali. Choć nie wiemy czy nimi kierowała czysta zemsta czy wręcz jakaś niewyobrażalna nienawiść, to fakt jest taki, iż Biblia nie patrzy na ten występek przychylnym okiem. Kilkadziesiąt lat później, Jakub kiedy wygłaszał swoje błogosławieństwa dla synów, to kiedy mówił o Symeonie i Lewim, to nie wiem czy to było błogosławieństwo czy przekleństwo.
"Symeon i Lewi, bracia, narzędziami gwałtu były ich miecze. Do ich zmowy się nie przyłączę, z ich knowaniem nie złączę mej sławygdyż w gniewie swym mordowali ludzi i w swej swawoli kaleczyli bydłoPrzeklęty ten ich gniew, gdyż był gwałtowny, i ich zawziętość, gdyż była okrucieństwem! Rozproszę ich więc w Jakubie i rozdrobnię ich w Izraelu" (Rdz. 49:5-7)
Ze względu na ten występek, doznali takiej przepowiedni. I tak też się stało. Plemię Symeona znikło, gdyż dostało dział wśród plemienia Judy, co siłą rzeczy pozbyło go swoistej tożsamości plemiennej, a Lewi tak samo nie dostał przydziału ziemi i został rozproszony wśród całego Izraela. Niby nic szczególnego, tylko, że "przekleństwo" Lewiego stało się jego 100% błogosławieństwem.

Otóż, kiedy powrót Mojżesza z góry Synaj przedłużał się, to plemiona Izraelskie uczyniły sobie lanego cielna, który został przez nich ogłoszony ich Bogiem. Plemiona Izraelskie, to znaczy wszystkie, prócz plemienia Lewiego. Lewici, swoją postawą pokazali oddanie i wierność Bogu, przez co Bóg wielce ich wywyższył i uczynił ich kapłanami. Jedynymi, którzy mieli tak bliski przystęp do Boga, którzy pośredniczyli między Bogiem a jego ludem. Nie dostali przydziału ziemi, gdyż ich własnością był Bóg. Symeon i Lewi dostali te same słowa prorocze od ich ojca Jakuba, ale wypełnienie było już zupełnie inne. Czy Bóg to zaplanował i ukartował? Myślę, że nie. Otóż, Lewitów czekał ten sam los zapomnienia co Symeonitów, ale Lewici się obronili - pokazali swe oddanie Bogu, który nie przeszedł obojętnie obok tego.

Przesłanie jest proste i należy doszukiwać się bezpośrednich analogi. Chociaż przeszłość możemy mieć poharataną, to jednak możemy zmienić wyrok nad nami ciążący w przepiękne błogosławieństwo. Tylko się nie załamywać.

środa, 21 listopada 2012

Szukam siebie

Ten blog przestaje chyba być blogiem o chrześcijaństwie jako takim, a zaczyna być moim psychologiem, któremu zwierzam się z moich chrześcijańskich rozterek. Żałosne.

Idąc przez kolejne dni mojego życia, spotykam się z różnymi sytuacjami i okolicznościami. O ile z tymi przyjemnymi eventami nie mam zbytnio problemu, o tyle sytuacje przykre i te w których czuje się źle, już gdzieś tam w mojej głowie siedzą. Czasami czuje się źle potraktowany, nie doceniony, zbagatelizowany... Właśnie, ja się tak czuje. Nikt inny tego nie dostrzega, tylko ja. Dlaczego tak się dzieje, dlaczego tak odbieram wiele rzeczy. Są dwie  możliwości. Pierwsza jest taka, że nie jestem wiele wart i faktycznie nie nadaje się do wielu rzeczy, przez co wyrywam się do przodu a moje miejsce w stadzie jest gdzieś z tyłu. Druga opcja, to to, że jestem nikim, ale uważam się za nie byle kogo. Oczekuje sukcesu, mam przerost ambicji, chce uznania i poklasku. W sytuacjach, kiedy są lepsi ode mnie, albo nie jestem tak błyskotliwy jak się innym wydaje, konfrontuje się z rzeczywistością i łapie doła, w którym główną treścią jest to, że "nikt mnie nie kocha...". Ted drugi przypadek jest iście smutniejszy.

Prawda jest gorzka, ale chce się z nią zmierzyć. Próbuje w każdym razie. Pół nocy ostatniej nie spałem i miałem rozkminę nad ostatnimi wydarzeniami. Chciałem zrozumieć i pojąć gdzie jest środek ciężkości problemu, starałem uwolnić się od jakichkolwiek emocji, oczekiwań.  Było ciężko i nadal jest. Nadal nie wiem gdzie jest problem: we mnie i moich chorym pojmowaniu rzeczywistości czy to może inni mnie tak a nie inaczej traktują.

Moje rozmyślanie umotywowane jest tym, że chce się zmienić. Chcę być inny. Nie chcę popełniać (tych samych) błędów. Kocham grzech, lubuje się w nim i nic na to nie poradzę, że robi mi się "ciepło" gdy widzę urodziwą niewiastę... Co się będziemy oszukiwać... Chcę nie chcieć, chcę odrzucić, zaniechać i w końcu umrzeć dla wszelkiego rodzaju grzechu czy ("tylko") nie czystości. Ale to wszystko wydaje się skutkiem, konsekwencją. Cały czas szukam przyczyny i nie samolubnie, ale właśnie szczerze próbuję ją znaleźć w sobie. Nie jest to ani łatwe ani miłe, ale się staram.

I tak podróżując po niezgłębionych bezkresach mojej osobowości dochodzę i utwierdzam się w jednym wniosku: winny. Żeby nie było, że robię z siebie ofiarę to jestem winny 95% przypadków i nie przyjemności jakie mam. Pozostałe 5% to już nie moja wina. te wnioski to Boży dar. To odpowiedź na moje modlitwy, abym mógł się zmienić, próbować, abym mógł ujrzeć tą przerażającą prawdę. I zaczynam ją dostrzegać, ale z wewnętrznym oporem. Widzę, prawdę, która pozwala mi dostrzec czyjeś złe zachowanie względem mnie, jednocześnie dostrzegając ile w tym wszystkim jest mojej winy. Bóg jeden wie, ile jest autentyczności w tej "mojej" prawdzie o mnie samym.

A teraz KLU: po co to pisze? Żeby się wyżalić - przede wszystkim. Po drugie - bo tak wygląda proces wewnętrznej przemiany. Czuje się troszkę jak taki feniks odradzający się z popiołów: nic nie warty proszek, który może przeobrazić się w coś pięknego pod warunkiem, że będę blisko Boga. Bo bez Niego ja nic nie znaczę, bez Niego ja nic nie mogę...

Chciałbym w końcu umrzeć.
Abym wreszcie mógł zacząć żyć.

piątek, 16 listopada 2012

Grzech przeszłości Rubena

Nasze życie nie jest usłane różami. Są wzloty i upadki, często popełniamy błędy. Im dłuższe życie tym więcej błędów, ale zastanówmy się czy każde nasze potknięcie spędza nam sen z powiek? Wielokrotnie nasze grzechy i grzeszki są gdzieś na kartach naszego życia, ale my nie zawsze przywiązujemy do nich wagę. Czasami zapominamy o pewnych występkach, czasami nie przywiązujemy do nich większej wagi. Ot tak żyjemy sobie dalej, oficjalnie bijąc się w piersi nie czując w sercu jakieś większej skruchy. Żyjemy w czasach taniej łaski - poglądu, który mówi: róbta co chceta, Jezus Cię kocha, umarł za Twe grzechy, będzie dobrze... Nie przeczę Jezus umarł za nasze grzechy i dzięki Jego śmierci, wielu może dostąpić życia, ale czy faktycznie w naszych sercach nie jest za mało pokuty? Wizja sądu opisana w Ewangeliach opisuje sytuacje wielu zdziwionych ludzi, którzy byli przekonani o swoim zbawieniu, jednak Jezus do nich się nie przyznawał. Dlaczego? Hmmm, może dlatego, że o czymś zapomnieli, do czegoś nie przywiązali odpowiedniej wagi, może coś zbagatelizowali? Ciężko powiedzieć, ale o pewnych rzeczach z przeszłości nie wolno nam zapominać. Nie mówię o jakimś psychicznym dole, ale o pokucie i szczerym żalu za grzechy.

Takim przykładem jest historia pierworodnego Jakuba, Rubena. Tego, który miał być numerem jeden w pokoleniach Izraelskich, spadł z piedestału, z powodu.... jednego wersetu w Biblii... Brzmi paradoksalnie?
"Rubenie, synu mój pierworodny, tyś moją mocą i pierwszym płodem mojej męskiej siły, górujący dumą i górujący siłąKipiałeś jak woda: nie będziesz już górował, bo wszedłeś do łoża twego ojca, wchodząc zbezcześciłeś moje łoże!" (Rdz 49:3-4)
Rubenie - jesteś wspaniały, jesteś moim pierworodnym, ale tracisz swoje prawa, bo spałeś z moją nałożnicą. Owy występek Rubena, skoro go pozbawił takiego przywileju, na pewno musiał się odbić szerokim echem w rodzinie Jakuba jak i pewnie na kartach Pisma Świętego. W końcu to wydarzenie, które miało swoje konsekwencje w późniejszych wiekach. A Biblia mówi nam, że:
"A gdy przebywał w tej okolicy, Ruben zbliżył się do Bilhy, drugorzędnej żony ojca swego, i obcował z nią; Izrael dowiedział się o tym" (Rdz 35:22)
Wszystko w tym temacie. Izrael się o tym dowiedział i.... koniec. Nie mamy powiedziane, że się zdenerwował, ukarał, obraził... nic. Każde dopowiedzenie sobie jest tylko i wyłącznie jakimś wymysłem i przypuszczeniem. Czy zatem, jeśli byśmy czytali dziele Jakuba pierwszy raz, zwrócilibyśmy uwagę na ten jeden werset? Czy autor Księgi Rodzaju zwrócił uwagę na to wydarzenie, podkreślił jego istotność i wagę? Zwykły epizod. Ciekawostka. Szczegół i detal, który zmienił przyszłość narodu Wybranego...

Może jednak warto nie wyrzucać z pamięci wszystkiego. Może jednak warto zastanowić się nad swoją przeszłością, zrobić rachunek sumienia i rozpocząć pokutę. Nie wiemy jak Ruben z tym żył, czy uważał to za coś ważnego czy też nie. Nie znamy okoliczności, intencji - nie wiemy nic! Wiemy jednak, jaki Ruben był później, a był dobry na tle pozostałych braci. Wyróżniał się, gdy chciał ochronić Józefa, kiedy ręczył swoją rodziną. Niestety, żaden jego dobry uczynek nie przyćmił nocy spędzonej z Bilhą.

Warto zatem mówić: było-minęło?

sobota, 10 listopada 2012

Po Co chodzę Do Zboru?

Banalne pytanie... Żeby się pomodlić, poczytać Słowo, posłuchać kazania, spotkać się ze znajomymi. Przede wszystkim jednak po to, aby oddać chwałę Bogu. Aby Go uwielbić, uczcić. Fajnie jest przyjść na zebranie po coś: po zbudowanie, poprawę nastroju, uduchowienie się czy "podładowanie akumulatorów". Ale przychodząc jednak skądinąd z takim dobrym nastawieniem przychodzimy jednak z nastawieniem egocentrycznym - jesteśmy nastawieni na siebie, nie na innych, nie na Boga. Więc po co przychodzimy?


Jakiś czas temu, niedzielne zebranie miało 3 części. 3 część to godzina śpiewu. Na pierwszych dwóch, gdzie analizowane "pokarm" było około 40 osób. Na śpiewie max 15. Przypadek? Już w to nie wierze. Na moje oko, trochę się gubią nam priorytety i nie przywiązujemy tym samym wagi do śpiewu, który nie jest dla nas jakoś specjalnie ubogacający, ale jest chwaleniem Boga (tylko i wyłącznie). Czyżbyśmy uważali, że to zbędne?

piątek, 2 listopada 2012

Wojna Religii


Wszyscy, któzy interesują się proroctwami, zazwyczaj mówią, że Chrześcijaństwo będzie w przyszłości musiało walczyć z Islamem. Nie mówię nie, ale tam gdzie mieszka najwięcej ludzi na świecie to Indie i Chiny, odpowiedni: Hinduizm i Konfucjonizm... Nic nie prorokuje, tylko głośno myślę.