Google Website Translator Gadget

środa, 20 czerwca 2012

Amber Gold, Gold, Gold...

Nie chce pisać o tej aferze jako wielkiej rewelacji. Stronię od polityki nie tylko na tym blogu. Chodzi mi o chciwość. Ludzie idąc do Amber Gold nie szli tam dlatego, że ufali tej firmie, że miała elegancką reputację. Chodziło o kase. Widzieli czarodzielskie "13%" zysku, więc nie interesowało ich nic innego jak pomnożenie kapitału. Jedni wpłącali, inni wypłacali, wszystko było eleganckie. Istytucja parabankowa to naprawdę szansa na złoty interes, opatrzona ryzykiem, jak się okazało ryzykiem które jest dość realne. Tylko, kto na to zwracał uwagę, skoro można było zarobić "13%".

Dlaczego pojawiła się wogóle sprawa Amber Gold? Dlatego, że zarząd wszedł w OLT Express, linie lotnicze, które okazały się fiaskiem. Dlaczego pojawiło się OLT? Dla pomnożenia i tak sporego kapitału. Ktoś policzył, że jest dość spory zysk, jest dość dużo do zarobienia, a ryzyko? Jak w każdej inwestycji, ale co tam! Linie lotnicze się sprzedadzą. Niestety, nie sprzedały się...

Ludzie ryzykowali oszczędności swego życia, bo chcieli mieć więcej niż mają. Nie wystarczyły im pewne i stabilne banki. Jasne, mniej by zarobili, ale z pewnością "coś" by z tego mieli. Może tylko kilka procent "na czysto", ale dziś nie było by płaczu i lamentu. Ciężko mi się słucha wypowiedzi tych, któzy płaczą do dziennikarskich mikrofonów, że stracili oszczędności życia, że zostali oszukani. Nie mniej powiedzmy sobie szczerze, że do drzwi Amber Gold i innych parabanków zaprowadziłą tych ludzi chciwość, chcieli więcej niż było to w standardzie bankowym było przewidziane. Ryzyko wtedy tak w oczy nie kuje...

A jak okreśłić plajte firm budowlanych taki gigatów jak PGB, DSS czy Hydrobudowe? Czy nie chciwość tak wykonawców jak i zleceniodawców? Jedni produją na minusie, aby wygrać, drudzy nie pozwalają na jakiekolwiek negocjacje. To nie jest myśl biznesowa zachodu, to krókowzroczność, oparta na jak najwięszych możliwościach zysku.

Przykładów takich jest dość sporo. Wszystko sprowadza się do chciwości. Jest ona mniej lub bardziej widoczna, ale jest w temacie. Chciwość prowadzi do upadku i to nie ważne czy jest ona doskonale widoczna czy jest ukryta pod stosem papierów i dokumentów. Chciwość wykańcza tak instytucje jak i pojedyńczego człowieka. Nie zna litości i umiaru...
"A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami." (I Tym. 6:9-10)
Kasa nigdy nie była zła sama w sobie. Ona jest nawet spoko. Fajnie jest być bogatym. Ale to miłość do bogactwa niszczy człowieka od wewnątrz. A wtedy może poczynić bardzo dotkliwe zniszczenia naszego 'wewnętrznego' człowieka.
"Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie." (Mt 6:24)
Chciwość wykańcza. Nie wykańcza nas fizycznie, bo można sobie kupić drogie wakacje i looz - jest rekopensata, ale wykańcza ducha. Jeśli wypełniamy nasze serce kasą, to siłą rzeczy wyganiamy z niego Boga. Serce ma ograniczoną pojemność. Więc może zamiast szukać sposobu na zabezpieczenie bytu swoich bliskich (troska...) warto zaufać Bogu i zastanowić się czy Jego słowa o opiece są prawda czy kłamstwem?

piątek, 15 czerwca 2012

Friends


Ciężko żyje się z ludźmi. Ciężko żyje się z samym sobą, a co dopiero ludźmi... Całe życie szukałem przyjaciół, szukałem kogoś z kim mógłbym pójść na piwo albo na wycieczkę, lub pogadać. Ot tak, o wszystkim i niczym, poważnym i śmiesznym. Nigdy nie udało mi się to. Skłamałbym, jeśli bym powiedział, że nikt w moim życiu nigdy się nie pojawił. Pewnie, trochę ich było, ale te przyjaźnie - teraz o tym wiem - były nie szczere, albo w ogóle przyjaźniami nie były, może głębszymi znajomościami. Dlaczego tak to kwituje? Bo nie przetrwały próby czasu. Dziś ich nie ma. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że tak obiektywnie nie mogę jednoznacznie powiedzieć ile w tym jest mojej winy a ile ich. Jeśli ktoś okazał się bydlakiem względem mnie to trudno - przeżyje. Ale jeśli bydlak to ja? Niby jak mam z tym żyć?

Przyjaźń to piękna rzecz. To relacja, która niesie z sobą bardzo wiele. Potrafi ubogacać w każdym stopniu. Bo kiedy się bierze z drugiej osoby, to się ubogaca, a kiedy się daje drugiej osobie, również to nas 'uświęca'. Jest to coś super. Coś, co w gruncie rzeczy buduje się latami. Nawet nie tygodniami. Coś, na co nigdy nie miałem szansy. A jeśli ona była, to do dziś jestem idiotą, bo jej nie widze. Taki stan ciągłego poszukiwania i lawirowania między grupkami zmęczył mnie. Zawsze coś u kogoś mi się nie podobało, albo to ja byłem mało atrakcyjny. Takie użalanie się nad sobą: jaki ja jestem nieszczęśliwy, jaki ja jestem samotny, Boże dlaczego muszę tak cierpieć...LOL Przyznaje, dziś pisze o tym łatwo, ale kiedyś, miałem z tego powodu istne stany depresyjne. Aż w końcu..... przeczytałem coś.
"Nie ufajcie przyjacielowi, nie zawierzajcie powiernikowi, nawet przed tą, która spoczywa na twoim łonie, strzeż wrót ust swoich." (Mich. 7:5)
Dr House mówił, że wszyscy kłamią. Skubany miał racje. Polityka - kłamstwo. Media - zmanipulowana prawda (czyli kłamstwo). Ludzie - kłamią. Gdzie jest prawda? Gdzie jest szczerość? Gdzie autentyczność? Trochę czuje się, jak w Jaskini Platońskiej. I teraz żyjąc w świecie iluzji czy warto mi inwestować w człowieka? Warto się wysilać dla człowieka? Człowiek generalizując jest zły. Sam Bóg go tak określił (Rdz. 6:7), więc szukać w człowieku dobro? Oczywiście, zaraz znajdzie się tłum oburzonych, którzy będą mi wypominać jakie to bzdury wypisuje, jakich to oni mają przyjaciół, jak ja mało wiem o życiu.... A czy ja kogoś atakuje, aby przeciwko mnie wystawiać armię? Człowiek jest nie warty zaufania. Człowiek nie jest godny tego, aby w nim szukać ostoi. Człowiek jest zły, zdegradowany grzechem, zepsuty przez swe pożądliwości i pragnienia. Wiem co pisze, kosmitą nie jestem... 

Wiem, że są przyjaźnie. Wiem, że istnieją. Wiem, że to dar od Boga. Ale Bóg daje dary jak komu chce. Każdy ma inną osobowość. Jedni są lubiani, inni nie. Jedni są zapraszani na różne imprezy okolicznościowe - inni nie. I co teraz? Jesteśmy skazani na samotność?

Kto był przyjacielem Adama? Z kim zadawał się Henoch? Komu zwierzał się Abraham? Z kim spotykali się Jakub i Izaak? Po śmierci Jonatana kto był przyjacielem Dawida? Komu zwierzał się Samuel? A Hiskiasz? Apostoł Paweł? No błagam Was - z kim oni się zadawali?!?!? Aaaaaaa, no tak. Oni byli samotnikami. Bóg nie chce sług towarzyskich, otwartych na ludzi, przyjacielskich. On jest indywidualistów! To była ironia, gdyby ktoś uważał, że tak należy interpretować te zjawisko. Jeden jedyny Jezus powiedział do swych uczniów "przyjaciele". Przyjaciele, którzy uciekli ze strachu, a co poniektórzy nawet się Go wyparli. Ale nie, nie wytykam Jezusowi, tego co powiedział, on wiedział, co mówi, wiedział też z pewnością, że człowiek-przyjaciel może zawieść. Ci wielcy prorocy ST chyba też to wiedzieli. I z pewnością byli w towarzystwie - to tu, to tam. Ale szczerze rozmawiali tylko z Bogiem. To On był ich przyjacielem. W końcu zrozumiałem, że chciałbym, aby był też i moim Przyjacielem. On nie zawiedzie:
"To mówi Pan: Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce" (Jer. 17:5)
Ta przyjaźń jest szczera. Z automatu jest łatwiej. Nie trzeba za wiele tłumaczyć, gdyż Bóg wszystko wie i wszystko widzi co w naszym sercu siedzi. Wszystko rozumie, nie trzeba nic tłumaczyć... Jedynie co, to szukać rozwiązania problemów. Dużo z tej przyjaźni można czerpać. Ale jak w każdej przyjaźni, trzeba też coś dać. Bóg nie chce się przyjaźnić z byle kim, są pewne zasady, pewna kultura. Tym co człowiek daje w relacji Bóg - Człowiek jest życie wg zasad wskazanych przez Boga. Zasad, które ze względu na swoje umiłowanie rozkoszy łamie ito nawet dość często. Tak, tak, nie jestem Bogu wierny. Doprawdy jestem bydlakiem. Balansuje na krawendzi albo jestem już stracony i łaska mnie opuściła. Mimo różnych myśli - bardzo dołujących - dalej chce iść, walczyć, próbować. Może nie będę żył w niebie, może na ziemi. Może zbeszcześciłem dar mi dany, ale mimo to, chce być blisko Boga. Pytanie, czy Bóg chce być blisko mnie...

Chce wierzyć, że tak. Chce próbować. Chce starać się, bo o przyjaciół trzeba dbać. Mam nadzieję, że jest On cierpliwy, bo to będzie ciężka przyjaźń. Przynajmniej wiem, że On żadnego świństwa mi nie wyrządzi. Nie będzie mnie oszukiwał, kłamał. Nie będzie mówił o mojej przeszłości znajomym. Tylko On mnie kocha tak jak tylko mógłbym sobie wymarzyć.

Teraz jest nas dwóch.

PS. Czyli co, zero kontaktów z ludźmi, zero przyjaźni? Oczywiście, że nie. Jak najbardziej TAK dla przyjaźni! Nawet ja znajdę ich kilku w moim życiu - naprawdę szczerych i oddanych (mam nadzieję ;p). Ale powiększanie grona znajomych, bądź szukanie go - nie za wszelką cenę. Bóg jest za wszelką cenę.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Najpierw Bóg, Potem Człowiek

Bóg zawsze oczekiwał dla siebie to co najlepsze. Ofiary Starotestamentowe nigdy nie były określane jako gorsze jakościowo, ale zawsze miały być najlepsze. Zawsze to co pierworodne jest najlepsze, ma z automatu nadany tytuł dziedziczenia, więc jest to 'egzemplarz' cenny. Bóg zawsze tego co kosztowne oczekiwał dla siebie. Dziś, jedną z najcenniejszych rzeczy dla człowieka jest jego czas. A czas to zaangażowanie, wysiłek, uwaga. Dziś Bóg oczekuje od nas właśnie czasu jako ofiary. Człowiek, ma dziś tak bogatą ofertę wykorzystania czasu, że Bóg, musi w sumie konkurować z bogatym menu życia. A że człowiek jest z natury samolubny, to ten czas skupia na sobie i na własne potrzeby.

Za czasów proroka Aggeusza, Bóg zwrócił właśnie uwagę na fakt, że mieszkańcy Jerozolimy zajmują się wszystkim, tylko nie Bożymi sprawami. Jednym z zarzutów było to, że oni mieszkają w bardzo luksusowych domach, cały czas remontowanych i pieszczonych pod każdym detalem, a Dom Boży stoi praktycznie w gruzach. Wszyscy sobie tłumaczą, że 'to nie czas dla Boga'. Czym takie bagatelizowanie Bożych spraw skutkowało?
"Teraz więc - tak mówi Pan Zastępów: Rozważcie tylko, jak się wam wiedzie! Siejecie wiele, lecz plon macie lichy; przyjmujecie pokarm, lecz nie ma go do sytości; pijecie, lecz nie gasicie pragnienia; okrywacie się, lecz się nie rozgrzewacie; ten, kto pracuje, aby zarobić, pracuje [odkładając] do dziurawego mieszka!" (Ag 1:5-6)
Skupianie się na sobie, a nie Bogu, powoduje, że nasze zaangażowanie, aby właśnie było lepiej, jest zmarnowane, gdyż jest to daremny trud i wysiłek. Nie ma w naszym działaniu krzty błogosławieństwa, gdyż
cały czas udowadniamy, że nie liczy się dla nas sfera duchowa, ale cielesna. Jest to sprzeczne z przesłaniem Biblii, więc siłą rzeczy nie zasługujemy na Bożą przychylność. Co należy zrobić, aby jednak zjednać sobie Boga? Skupić się na nim, a reszta sama się ułoży.
"Rozważcie tylko czasy obecne i przeszłe, od dnia dwudziestego czwartego [miesiąca] dziewiątego do dnia, w którym położono [fundamenty] pod świątynię Pańską. Rozważcie tylko! Czy nasienie jest jeszcze w spichlerzu? [Nie]. Ale ani winorośl, ani drzewo figowe, ani drzewo granatu, ani oliwka nie przyniosły jeszcze owocu. Od tego dnia Ja będę wam błogosławił!" (Ag 2:18-19)
Irracjonalne? Nie, jest to podstawowa prawda życiowa. Jeśli zawierzymy w pełni naszemu Bogu, to Bóg będzie nam przychylny. Wszystko zrozumiałe, że są obowiązki, które wymagają od nas zaangażowania i je powinniśmy sumienne wykonywać, jednakże... Czy koniecznym jest abyśmy pracowali po 12 godzin dziennie, bo trzeba więcej kasy? Czy koniecznym jest, aby sprzątać i gotować do poziomu sterylności - codziennie? Czy praca wokół domu, jak plewienie, koszenie czy grabienie musi być wykonana tu i teraz, zaraz - natychmiast? Czy codziennie musi być nowy dwudaniowy obiad? Czy obecny remont jest wynikiem potrzeby faktycznej czy też estetycznej? (Bo sąsiadka ma ładniej u siebie...).

Obowiązki wszelakiego rodzaju jakie mamy są ważne, ale zawsze można zrobić tyle i trzeba i zawsze można robić ponad faktyczne potrzeby. Jeżeli nie nauczymy się, że w ciągu dnia, Bóg też zasługuje na uwagę i nie poświęcimy dla Niego czegoś z nas, naszych dodatkowych obowiązków, lub dodatkowej premii, to nie liczmy, że kiedyś odczujemy wewnętrzną potrzebę zaspokojenia dóbr.

niedziela, 10 czerwca 2012

Nowa Dewiza Życiowa!


"Jestem nie po to, aby mnie kochali i podziwiali, ale po to, abym ja działał i kochał. Nie obowiązkiem otoczenia pomagać mnie, ale ja mam obowiązek troszczenia się o świat, o człowieka"
Janusz Korczak

sobota, 2 czerwca 2012

Tania Łaska

Spotkałem się ostatnio z tym pojęciem. Mówi ono, że Jezus tak bardzo nas ukochał i Jego ofiara jest tak bardzo wielka, że my musimy Go tylko kochać, a nasze błędy przykryje Jego ofiara. Dlatego jakaś radykalna zmiana stylu życia nie jest konieczna, bo też niby po co, skoro Jezus za mnie umarł. Takie błędne koło, które wydaje się być drastyczne w skutkach. Taka postawa luzu prowadzi do zblazowania chrześcijaństwa, do spłycenia postał o których mówi Biblia. Pozwalamy sobie na coraz to więcej i więcej i usprawiedliwiamy się, bo przecież "Bóg jest miłosierny i wszystko wybaczy". Dzięki "taniej łasce" w zasadzie wszystko wszystkim wolno, nie ma jakiejś wewnętrznej blokady, pokuty, opamiętania się. Efekt końcowy tego jest taki, że nasze chrześcijaństwo zaczyna być fikcją, bo nic nas nie odróżnia od świata. Żyjemy jak każdy, a nasze życie duchowe to tylko niedzielna lektura kilku wersetów Biblii.

To zagadnienie mnie dosięgło przy dyskusji dotyczącej celebrytki-chrześcijanki (mniejsza o kogo chodzi). Na jednej z dyskusji na FB była wymiana poglądów na temat jej nawrócenia i życia jakie to prowadzi. W sumie to krytyka, że niby to chrześcijanka, a jednak pojawia się w "świecie". Nie mam pojęcia dlaczego, ale czułem czytając tą dyskusję, że jadę z nią tym samym wagonem tylko w innym przedziale.

Widzę, że coś jest nie tak, że układana ma braki kilku elementów. Przekonuje się o tym, kiedy wracam pamięcią do głupot które wyczyniałem. Głupot, za które Bóg na sądzie na pewno mnie będzie rozliczał. Także na łaska nie jest tania. Wymaga od nas poświęceń, trudu i zaangażowania. Uczyniłem kilka kroków wstecz.