Google Website Translator Gadget

piątek, 30 grudnia 2011

Chrześcijanin typu Undercover


Dlaczego jest tak, że łatwo nam być chrześcijaninem wśród chrześcijan, aniżeli w otoczeniu tych, którzy religię wyśmiewają. Dlaczego okazujemy nasze chrześcijaństwo tym, którzy wiedzą kim jesteśmy i jakie wartości wyznajemy, a nie próbujemy zaistnieć w innym środowisku jako właśnie wyznawcy Chrystusa.

Bez kitu, to pytania retoryczne :) Wiadomo w czym rzecz: wstydzimy się. Z jednej strony jest to coś, co jest prawdą ogólną, więc można zaryzykować usprawiedliwienie tego typu zachowania. Świetnym przykładem jest tu ap. Piotr, który był tak przekonany o swoim oddaniu dla Mistrza, że zaparł się go 3 razy. Z drugiej strony, po prostu nie jesteśmy oddani dla Chrystusa tak, jak by On tego oczekiwał. Jezus mówił o oddani pełnym i zupełnym. Jego Ojciec, wielokrotnie określał się jako Bóg zazdrosny. Także, ‘Hallo’ – nie ma tu miejsca na kompromis. Kiedyś chciałem, iść z Bogiem na układ: trochę tu, trochę tam. Wiecie, wilk syty i owca cała. No cóż, koncepcja trochę mi nie wyszła, bo efekt tego taki, że ani ze światem nie bardzo trzymam, ani też Boga blisko nie jestem. Taki trochę człowiek środka jestem.
„Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap. 3:15-16)
Nie da się iść na jakiekolwiek układy. Trzeba się zdecydowanie za czymś opowiedzieć. Jakie się opowiedziałem za Bogiem, ale chyba nie zdecydowanie... Więcej tego zdecydowania bym mi się przydało. Łatwo mi mówić, lol. Jak przychodzi chwila pokusy/próby, to tego zdecydowanego ‘nie’ jakoś tak nie ma. Jest tylko później: Panie Boże przepraszam, ja już nie chce żyć jak ten świat, Panie Boże, bądź mi miłosierny... Nie mówię, że to nie szczere, ale aż mi już źle, że ciągle to mówię. Ciekawe co Bóg o tym wszystkim sądzi.

Mimo, że w chrześcijaństwie od lat, to chyba w sercu nie wszystko się poukładało. Chce poukładać, swoje życie chce zdecydowanie trwać poprzez Jezusa w Bogu. Szczerze naprawdę chcę! Ale to nie wystarczy.

Jeśli zmienimy nasze życie naprawdę, gruntownie przedsięwziemy kroki, to już nie będziemy ‘undercover’ – nijacy, udający kogoś kim nie jesteśmy. Będziemy prawdziwi. Może nie ze spektakularnymi owocami Ducha, ale będziemy szczerzy i zdecydowani. Reszta to już konsekwencja naszego życia, a jest nią Boże Błogosławieństwo.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Matrix


Pamiętacie tą wręcz kultową trylogię naszych czasów. Człowiek, nic nie znaczący, element wielkiego systemu, sterowany, myśląc, że jest wolnym człowiekiem, wyzwolony, lecz niezadowolony. Pionek, hodowany do konkretnego celu. Rzecz, którą trzeba karmić, aby owe filmowe maszyny mogły żyć. Tylko nie liczni – w Syjonie – zdołali się uwolnić z systemu. Trafić tam mogą wszyscy Ci, którzy czują, że coś jest nie tak, że rzeczywistość ich otaczająca jest jakby fikcją. Czegoś szukają, coś potrzebują, sami nie wiedzą czego. Nie wiedzą gdzie to jest, jak to nazwać. Mają w sercu pewną pustkę, którą chcą koniecznie zapełnić, ale nie wiedzą jaki puzzel pasuje do tej układanki. Szukają różnych rzeczy: sexu, pieniędzy, kariery, pasji, przyjaźni, rodziny, sukcesu... Cokolwiek, wszystko byle by ich nie dręczyło to parszywe uczucie pustki. Czasami są zaniepokojeni, czasami zdesperowani. Oni nie chcą czegoś szukać, oni muszą to „coś” znaleźć.

Filmowa fikcja? Tylko w pewnym momencie. Za to lubie amerykańskie filmy: mają w sobie wielowątkowość symbolizmu. Bracia Wachowscy stworzyli bajkę, która zarobiła miliardy dolarów, ale ich sukces nie polegał na innowacyjności algorytmu fabuły, tylko na zastosowaniu znanej ludzkości prawdy o czowieku, choć przyznaję, podanej w niewiarygoddnie ciekawy i oryginalny sposób.

W taki sposób jak opisałem rodzą się chrześcijanie (choć, oczywiście to żadna reguła). Żyją w systemie rzeczy, są częścią wielkiego – globalnego – świata, a także mają swoją ugruntowaną pozycję w lokalnej społeczności (szkole, pracy, znajomych, ect.), mają rodziny, prace, pieniądzę, piękną żonę/męża, więc i spełnienie erotyczne też jest (nie wmawiajcie mi, że o tym nie myślicie i że ‘to’ nie jest dla Was ważne...). Mają wszystko co potrzeba, a jeśli czegoś im brak, to zabiegają o to, biorąc udział w wyścigu szczurów. Inwestują swój czas, energię, zapał i poświęcenie w gonitwie za czymś – nie koniecznie pieniądzem, poświęcają się dla zaspokojenia swojej pustki, poświęcają nawet swoje rodziny, aby poczuć wewnętrzny pokój. Aż wreszcie dochodzą do tego co to jest: problemem nie jest ciało, ale dusza. A to już inna sfera.

Wyrywają się z amoku i rozumieją, że to co ich otacza jest fajne, w jakimś stopniu wartościowe i ma to sens, ale to nie jest priorytet, to nie jest kluczowe. Kluczowe jest to, co się dzieje po śmierci. A to sfera, której ani nie kupimy, ani nie załatwimy, od tak. Na to trzeba zasłużyć. Filmowy Syjon (naprawdę wierzycie, że ta nazwa była przypadkowa???) to miejsce, gdzie ludzie wyzwoleni, nie mieli tak łatwego życia jak ludzie nieświadomie zniewoleni. Oni walczyli o przetrwanie, dlatego, że wyrwali się z systemu, a system upomina się o swoje, jeśli mu się odmawia, chce Cię zniszczyć. Wyzwoleni ludzie – chrześcijanie – walczą z systemem, upokarzeni dla imienia Jezus, w ciągłej walce z własnym charakterem, próbujący pokonać swe słabości. Zero wytchnienia, to nie ta sielanka ludzi, którzy żyją daleko od Boga. Warto zatem? Warto. Bo i tak wszyscy pójdziemy na to samo miejsce, i tak każdy z nas zostanie pozytywnie/negatywnie (Bóg oceni) zweryfikowany. Więc?

Więc warto być w tym Syonie – Kościele Chrystusowym – i walczyć, i starać się, i próbować, bo tylko tych ‘zmęczonych’ spotka nagroda. Życie to nie „Big Brother” – nie ma kolejnych edycji...

piątek, 23 grudnia 2011

Warunki Konieczne Do Małżeństwa


Z racji, że jestem przedstawicielem gatunku mężczyzn, będę pisał z męskiego punktu widzenia.

Czy żona ma być/ma mieć:
  • Ładna?
  • Zgrabna? 
  • Zadbana? 
  • Bogata? 
  • Z dużym biustem? 
  • Z długimi nogami?
  • Z wpływowym ‘tatusiem’? 
  • Lubiana? 
  • Towarzyska? 
  • Dowcipna?
  • Mądra? 
  • Zaradna? 
  • Z odpowiednim nazwiskiem? 
  • Wykształcona? 
  • Uległa?
  • Chętna na...? (no przecież wiecie.) 
  • Oszczędna? 
  • Z pasującym do mnie charakterem? 
  • Z samochodem? 
  • Z bagatym dorobkiem sukcesów zawodowych?
  •  Zabawna? 
  • Bezkonfliktowa? 
  • Religijna? 
  • Zapatrzona we mnie jak w obrazek? 
  • ...?
Długo jeszcze muszę tak wymieniać, abyśmy wszyscy wreszcie doszli do wniosku, że to nie są priorytety? Byłbym parszywym, zakłmanym dziadem, gdybym powiedział, że powyższa lista ni w ząb mnie nie rusza. Daj Boże, aby te cechy ona miała, albo chociaż część z nich. Pewnie, że to byłby chyba ideał nad ideały. Więc tak, fajnie gdyby mnie spotkał taki przywilej. Ale to nie jest priorytet. Nic z tych rzeczy nie jest kluczowe, naistotniejsze, gwarantujące szczęśliwe życie małżeńskie i rodzinne.

Żona ma być 
 > W Y M O D L O N A <

Reszta to bonusy, które fajnie, gdyby były, ale świat się nie zawali, jeśli ich nie będzie.
"Pieśń stopni. Salomonowa. Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie" (Ps. 127:1)
Modlitwy Kawalerze potrzebujesz, nie analizy osobowości potencjalnej matki twoich dzieci. Sam nic nie zrobisz tak jak należy, ale jeśli zaufasz Bogu, sukces gwarantowany.

Dziewczyny, w przypadku poszukiwania faceta, to zasada działania jest taka sama.

czwartek, 15 grudnia 2011

Maja Frykowska: Świadectwo Nawrócenia

WoW!

* - Niestety, Chrześcijański Kościół Reformacyjny, powołując się na prawa autorskie, skutecznie tępi wszelkie filmy z YT zawierające te cenne słowa. Dlatego wyjątkowo, nie podaję linku do YT, ale bezpośrednio do wydawcy:

sobota, 10 grudnia 2011

Postanowienie Modlitwy

Miałem postanowienie:
Będę modlił się 5 razy dziennie.

Na drugi dzień zapomniałem. Moja gorliwość jest poprostu wzorcowa...

Skutki mojego zapomnienia są opłakane. Do zobaczenia na Sądzie.

niedziela, 4 grudnia 2011

Zgniłe Jabłko

Wiele pięknych jabłek jest zepsutych w środku. Żeby się o tym przekonać, skuszeni ich zewnętrznym pięknem, bierzemy do ręki i gryziemy. W tej samej sekundzie plujemy, bo widzimy robactwo, albo zgnilize. Owoc, który zachorował starał się wyzdrowieć, i pierwsze co, to skupia się na zewnętrznych uszkodzeniach. Te wewnętrzne są trudniejsze do usunięcia, czasami ich się nie da usunąć, dlatego nie raz może nas spotkać nie miła nie spodzianka.

Ostatnio patrze też na swoje życie w ten sposób. Na zewnątrz elegacko, poukładane, dobrze rokowany, odpowiednie zachowanie w towarystwie... Można by tak jeszcze wymieniać. A środku bajzel. Problemy z samym sobą, z duchowością, z charakterem, z modlitwą, językiem, myślą ucuciem, słowem... Można by tak jeszcze wymieniać. Autentycznie chce się zmienić, tylko nie wiem jak. Nie wiem jak tą zgnilizne usunąć, skutecznie. Nie interesuje mnie powierzchowne uzdrowienie - jak w przypadku jabłka - ale we wnętrzne, pełne i zupełne.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że chce zajrzeć w głąb siebie, zobaczyć co jest ze mną nie tak. Gdzie popełniam błąd, dlaczego go popełniam, w którym momencie mojego życia dokonałem złego wyboru czego konsekwencje odczuwam do dziś. Czy zachowanie, któe uważam za dobre, faktycznie takie jest. Czy faktycznie należe do Jezusa a nie do świata - i jak to zweryfikować? Poprostu chce iść dalej w rozwoju duchowym, a stoje w miejscu, może wręcz się cofam.

Czasami jak patrze wstecz, to widzę jedną wielką ułudę - myślałem, że tak trzeba, że to należy, że Bóg będzie zadowolony, że to dla Niego... Małe rozczarowanie, gdyż 99% rzeczy, które robiłem robiłem dla siebie. Dla swojej chwały, dla zaznaczenia swojej osoby, wkładu w całokształt. dlatego 99% rzeczy upadło. Pal sześć, że 'ja' straciłem wiarygodność w oczach innych, nie jest to fajne, ale przeżyje. Problem jest w tym, co Bóg myśli, jaki On ma do tego wszystkiego stosunek. Przecież nie mog powiedzieć o sobie, że 'chodze z Bogiem' jak to czynił Henoch. A jeśli nie z Bogiem to z kim?
Kto wie, może stan mój obecny jest gorszy niż początkowy. A może moje życie jest jedną wielką iluzją. Nic sam człowieku nie zrobisz, nic nie zweryfikujesz, nic sam nie naprawisz.

"Spojrzyj, wysłuchaj, Panie, mój Boże! Oświeć moje oczy, bym nie zasnął w śmierci" (Ps 13:4)