Google Website Translator Gadget

środa, 27 kwietnia 2011

Przestrzeganie Przykazań z Miłości

"Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań Jego, a przykazania Jego nie są uciążliwe" (1 Jana 5:3)

Jeśli ktoś posiada w sercu wdzięczność za otrzymane od Pana Boga błogosławieństwa, doceniając je i dziękując Mu za nie, czyż nie powinien pragnąć służyć Panu Bogu naprawdę z całego serca? Czy ktoś, kto jest takiego usposobienia umysłu, mógłby zapomnieć o wskazówkach Słowa Bożego, o szukaniu pomocy Bożej w ich wykonywaniu, czy też o oświadczeniu Pana Jezusa: "Jeśli mnie miłujecie, przykazania moje zachowajcie"? Taki człowiek powinien codziennie wzmacniać siłę i powiększać zasięg oddziaływania tych przykazań. Każdego dnia, w tych przykazaniach on powinien znajdować nową moc i nowe znaczenie. Dziękując Panu Bogu za wszystko i doceniając Jego kierownictwo w przeszłości, on nie będzie uważał, że głębokości znaczenia nakazów Bożych są dla niego za ciężkie. On będzie się codziennie radował, przejawiając usposobienie takie, jakie było w naszym Panu, gdy powiedział: "Pragnę czynić wolę Twoją, Boże mój, a zakon Twój jest we wnętrzu moim". Tak też powinno być i z nami. Apostoł mówi, że gdy będziemy wykonywać Jego przykazania, a one nie będą dla nas ciężkie, wtedy wydamy świadectwo, że my miłujemy Pana Boga i że On miłuje nas. To będzie również dowodem, że zostaliśmy zapieczętowani duchem świętym - duchem Prawdy, który coraz bardziej będzie wyciskał na nas swą pieczęć.

R 4201:5

wtorek, 26 kwietnia 2011

Teoria Chrześcijaństwa

Strasznie fajnie pisze się o przymiotach charakterów, na które Biblia kładzie nacisk. A jak ma się bloga, to już zupełny lajt, gdyż można nawciskać wszystkim i wszystko i nikt mnie nie ruszy - to taki mój mały kawałek internetowej podłogi... Mógłbym mówić jakie to życie jest, jak macie żyć, co robić czego nie robić, a z grubsza rzecz biorąc mam racje. Gdyż i Wy i ja, jesteśmy takimi samymi ludźmi i mamy zgoła te same problemy. Nie że się wywyższam czy coś w tym stylu, ale z etyczno-moralnego punktu widzenia tematycznie strzelam w dziesiątkę i jest ok. Ale to co pisze to tylko teoria. To co się tutaj publikuje, to nic innego jak wersety obudowane ludzkim i nieudolnym komentarzem, bądź wytłumaczenie wersetu, który zacytowało się powyżej.... Cała filozofia bloga. Powoli zaczyna mi to przeszkadzać.

Nie blog mi przeszkadza, ale to, że jestem świetnym teoretykiem, że przy pomocy kilku narzędzi, jak np. konkordancja, potrafię (przy pomocy Bożej, a może przede wszystkim) napisać spójne tematycznie rozważania z danego zagadnienia. Ale to tylko teoria!!!! A gdzie praktyka?!?! Ruszyło mnie ostatnio na pokorę. Jeden z tych przymiotów, względem których nie wiem jak się zachować. Kiedy pokora się zaczyna, a kiedy się kończy, kiedy ustąpić, a kiedy bronić swego... Banalne sprawy, ale jako młody chrześcijanin nie wiem jak się zachować i czuje się jak dziecko w naprawdę gęstej mgle; i w dodatku w nocy... Autentycznie nie wiem...

Oczywiście jeśli chodzi o teorię, to śmiało mogę powiedzieć, że jestem gotów napisać książkę o pokorze, śmiało mogę przetaczać przykłady z życia swojego i innych, mogę czerpać z przykładów internetowych, z przykładów postaci Biblii, rany... jak by się tak zastanowić, to ja mogę napisać pracę doktorską z pokory! Tylko, że to cały czas jest teoria. Naprawdę, nie chciałbym abyście odnieśli wrażenie, że tworzę coś w stylu towarzystwa wzajemnej adoracji, gdzie centralną postacią jestem ja sam, ale napisanie rozprawy nt pokory to dla mnie tylko kwestia czasu, w zasadzie nie wiem ile trzeba mi go, aby dzieło skończyć. Wychodzę z założenia, że Bóg mnie natchnie i ta ewentualna publikacja byłaby dla niejednej osoby zbudowaniem i duchowym pożytkiem, ale dla mnie to nadal tylko teoria. Cały czas obracam się wokół teorii.

Ciekaw jestem ile w moim życiu jest teorii, a ile praktycznego chrześcijaństwa. Na 10 przypadków, w ilu przypadkach ja tylko mówię (teorię wygłaszam) a ile z tych 10 przypadków wykonuje (praktykuje).

Doprawdy jestem już tym zmęczony. To tak, jakby czegoś szukać, ale nie wiedzieć gdzie zacząć. Czasami czuje się związany łańcuchami grzechu, starych przyzwyczajeń, wyniosłości i całej reszty tego cielesnego syfu. Biblia mówi, aby się od tego uwolnić, aby to od siebie odrzucić i ja to jak najbardziej przyjmuje i akceptuje, tylko pytanie jak? Jak to odrzucić, co robię nie tak, w która iść stronę? Owe łańcuchy już dawno powinny być zdjęte, ale nie są. Najgorsze, że to ja jestem temu winien, to ja nie chce się zmieniać, a Jezus powiedział krótko:
"Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Mt 16:24)
Żadnej filozofii, bez zbędnych tekstowych ramek komentarzy, krótka nauka. Kto chce iść za Jezusem, ten musi:
  • Zaprzec się samego siebie
  • Wziąć swój krzyż
  • Naśladować Jezusa
Ot i wszystko... Trzy punkty - przepaść. Naśladowanie Jezusa? Proste: czytam ewangelię, czytam jej dużo i analizuje zachowanie Mistrza w konkretnych sytuacjach i próbuje je w ewidentny sposób wprowadzić w czyn. Dźwiganie krzyża? Czyli trzeba cierpieć, znosić drugich, akceptować niepowodzenia. Zaprzec się samego siebie? Czyli przestać dążyć do swojego celu, odpowiedniego statusu, zrezygnować ze swych pragnień, wyrzec się samego siebie. I co, źle napisałem? To jest teoria. Gdzie wykonanie?

Przekaz Ewangelii jest prosty. Bóg nie przemawia dziś do człowieka jeżykiem niezrozumiałym i w zagadkach. Chrystus jest odpowiedzią na wszystko, to w Chrystusie Bóg świat z sobą pojednał. Ale trwanie w tym przymierzu jest zobligowane do pewnych zachowań, to działań. I chwała Bogu że posiadam świadomość, ale biada mi jeśli nie uda się jej obrócić w czyn.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Krzysztof Ziemiec i Przemysław Babiarz w akcji "Nie wstydzę się Jezusa"

Dziś Jezus nie jest na topie, więc nie każdy się do niego przyznaje. Gwiazdy ekranu, widząc, że na Jego osobą nie mam popytu też się do tego nie kwapią, więc błędne koło się zamyka. Poniższe dwa filmiki, ukazują ludzi powszechnie znanych i szanowanych, dziennikarzy TVP z zasługami, którzy bez zająknięcia mówią o tym, że nie wstydzą się swego Pana i Mistrza Jezusa Chrystusa. O ile mogę mieć odmienne zdanie co do akcji noszenia dość sławnego już breloka, czy nie zgadzać się z niektórymi sformułowaniami, którzy ci Panowie mówią, o tyle jestem zachwycony, że tak znane postacie, bez żadnych oporów mówią w tak osobisty sposób o swej wierze. Cała ta akcje schodzi dla mnie na dalszy plan, kiedy widzę te filmiki i słucham słów które są wypowiadane. Duch tych wypowiedzi jest wspaniały, oby każdy z nas z takim samym nastawieniem (albo większym) mówił o tym, że Chrystus jest jego Panem.

Więcej o akcji w której ci Panowie biorą udział: http://www.mt1033.pl/


sobota, 23 kwietnia 2011

Ziarno na Dobrej Ziemi

"Ale które padło na ziemię dobrą, ci są, którzy w sercu uprzejmym i dobrym słyszane słowo zachowują i owoc przynoszą w cierpliwości" (Łuk. 8:15)

Każdy, kto chce być ofiarnikiem, powinien być cichy, pokorny, posłuszny, gdyż w przeciwnym razie szybko zboczy z drogi ofiarowania. Musi on więc nauczyć się rozwijać łaskę Pańską zgodnie z zasadami cierpliwości, ponieważ zaparcie samego siebie i znoszenie niesprawiedliwości, wówczas gdy nie ma możliwości jej uniknięcia bez równoczesnego wyrządzania krzywdy sprawie Pańskiej lub komukolwiek spośród Jego ludu, wymaga cierpliwości. Oznacza to także pielęgnowanie braterskiej uprzejmości, słowem - rozwój w naszym sercu i życiu zupełnej woli Bożej - miłości, która musi zostać osiągnięta w wielkiej, przezwyciężającej wszystko mierze, zanim dokonamy dzieła naszego ziemskiego ofiarowania.

Z.03-408

czwartek, 21 kwietnia 2011

Wsparcie u Jezusa

"Albowiem nie mamy najwyższego kapłana, który by nie mógł z nami cierpieć krewkości naszych, lecz skuszonego we wszystkim na podobieństwo nas, oprócz grzechu. Przystąpmyż tedy z ufnością do tronu łaski, abyśmy dostąpili miłosierdzia i łaskę znaleźli ku pomocy czasu przygodnego" (Hebr. 4:15-16)

W chwili pokusy pełne wiary serce powinno samo wznosić się do wielkiego Mistrza, uznając Jego miłość, mądrość i Jego możliwość niesienia nam pomocy, Jego chęć takiego kierowania wszystkimi sprawami, by przyczyniały się do dobra tych, którzy Go kochają. Jeśli w razie takiej potrzeby prosić będziemy o wsparcie, Pan z pewnością skieruje w naszą stronę swą radę i pomoc oraz siłę do postępowania w sprawiedliwości, prawdzie, czystości i miłości. W ten sposób będziemy mogli zwyciężać o każdej godzinie, codziennie - będziemy mogli zwyciężyć ostatecznie.

Z.98-23

wtorek, 19 kwietnia 2011

Chleb na zakwasie i bez

Zgodnie z Kalendarzem Żydowskim dziś jest 15 Nissan. Wczoraj, 14. Nissan była obchodzona Pascha, która w zrozumieniu Księgi Liczb 12 rozdz. polegała na zabiciu i spożyciu baranka, który upamiętniał ochronienie Izraela z ostatniej plagi Egipskiej, a tym samym opuszczenie tego kraju. Zgodnie z opisem Zakonu, od dziś tj. od 15 Nissan do 21 Nissan było obchodzone święto Przaśników, które polegało na tym, że Izraelici nie spożywali przez ten czas chleba normalnie wypiekanego na zakwasie, ale chleb przaśny - wypiekany bez zakwasu. Co nam do tego? Przecież to Zakon, nie dotyczy nas. W znaczeniu dosłownym (literalnym) z pewnością nie, ale symbolicznym już tak. Wniosek ten opieram na dość solidnym fundamencie, jakim jest Apostoł św. Paweł, który dokonał takiego porównania:
"Tak przeto odprawiajmy święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu, kwasu złości i przewrotności, lecz - przaśnego chleba czystości i prawdy" (1 Kor 5:8)
Zgodnie z nakazem Bożym Izraelici mieli usunąć wszelki kwas, najdrobniejsza ilość jakiegokolwiek kwasu była zakazana. Paweł dokonuje tutaj przyrównania chleba na zakwasie i bez, do naszego codziennego postępowania. Chleb wypiekany na zakwasie jest chlebem smacznym, pięknie pachnącym i równie cudownie wyglądającym, niezwykle kuszący. Chleb przaśny, dziś znany jako maca, choćby nie wiem jak pięknie przyrządzony zawsze będzie odrzucał swym wyglądem i smakiem w porównaniu do chleba na zakwasie. Jaka lekcja z porównania tych dwóch chlebów?

Apostoł Paweł przyrównuje kwas do grzechu złości i przewrotności i nakazuje go odrzucić. Tym samym człowiek, który ma w sobie te negatywne cechy jest właśnie jak ten chleb: z zewnątrz piękny i wspaniały, wszystkim odpowiada, ale w środku  - w sercu - zepsuty. Dziś ludzie wolą nas w postaci chlebów pieczonych na zakwasie, gdyż w śród ludzi grzesznych akceptowani są ludzie grzeszni. Tylko kierując się takimi cechami jak złość i przewrotność oraz inne grzechy, będziemy żyli wśród ludzi tego świata nader wygodnie i spokojnie. Ale to postawa wygodna dla ludzi, chrześcijanie przecież mają żyć dla Boga. Bogu zatem nie podoba się ten piękny chleb wypiekany na zakwasie, ale właśnie ten chleb przaśny: brzydki z zewnątrz, nie powalający w smaku a i bez smakowitego zapachu. Chociaż maca cechuje się tymi odrzucającymi cechami, to są to przymioty złe dla człowieka, ale nie dla Boga, gdyż w środku macy - w jej strukturze - nie ma zalążka kwasu, tj. grzechu. Przaśniki cechują się czystością i prawdą. Powiedzmy sobie szczerze, że w dzisiejszych czasach, mało kogo obchodzi wnętrze człowieka, jego pozytywne cechy charakteru, nawet z widocznymi ubytkami w wyglądzie. Dziś karierę szczególnie w show biznesie robią piękni, młodzi, zgrabni, sexowni. Nikogo nie obchodzi to, czy są przy tej okazji wulgarni, aroganccy czy butni. Cech charakteru na ekranie nie widać, ale zgrabne pośladki i duży biust już tak... Co raz częściej w serwisach plotkarskich i gazetach brukowych oprócz 'newsów' z życia gwiazd muzyki i filmu pojawiają się informacje dotyczące "gwiazd i gwiazdeczek" branży porno. Pełno chleba pieczonego na zakwasie, czy Bóg ma w takim 'chlebie' upodobanie?

Podsumowując: chleb na zakwasie to chleb ładny z zewnątrz, ale zepsuty wewnątrz; natomiast chleb przaśny to chleb odrzucający z zewnątrz ale przepiękny wewnątrz. Chrześcijanie mają być tymi przaśnymi chlebami, mają się cechować przede wszystkim charakterem i osobowością, które mają upodobanie w Bogu, gdyż to kim jesteśmy ma dla Boga znaczenie, a nie to jacy jesteśmy. Prorok Samuel myślał tak jak większość ludzi: najlepszy człowiek to ten najwspanialej wyglądający, a Bóg myśli zupełnie inaczej:
"Pan jednak rzekł do Samuela: Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi , bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce" (1 Sm 16:7)
Bycie dziś chrześcijaninem i kierowanie się zasadami biblijnymi w życiu nie przysporzy nam chwały i uznania. Powiedzcie, że jako chrześcijanie wykazujecie celibat do małżeństwa, a zobaczycie kto przez następny czas będzie obiektem drwin. Za powiedzenie wprost, że homoseksualizm jest grzechem idzie się do więzienia (przynajmniej w Danii tamtejszy pastor został za podobne sformułowanie skazany). Sex, kasa i władza to nakręca ludzi, a żeby do tego dojść często trzeba moralność i etykę odstawić na boczny tor, trzeba być pięknym chlebem wypiekanym na pełno wartościowym zakwasie. Ale to czym się rządzi świat, nie zbliży nas do Boga. Prawda, doczesne życie będzie wygodne i cudowne, ale wszystkich spotyka ten sam los: śmierć, a po niej każdy stanie na sądzie przed Majestatem Boga i co? 10 do 1, że wtedy każdy chciałby być przaśnikiem: chlebem nijakim, pogardzanym. Sam Bóg tak określa ten wypiek tak:
"Nie będziesz jadł wraz z nią chleba kwaszonego. Przez siedem dni będziesz jadł z tymi ofiarami przaśniki - chleb upokorzenia, gdyż w pośpiechu wyszedłeś z ziemi egipskiej - abyś pamiętał o dniu wyjścia z ziemi egipskiej po wszystkie dni swego życia" (Pwt 16:3)
"Chleb upokorzenia". Tylko nic nie znacząc dla świata i odrzucając te nędzne wartości doczesności, jesteśmy w stanie rozpocząć proces jednania się z Bogiem w Chrystusie, gdyż dopiero wtedy jesteśmy w stanie dostrzec to co ma prawdziwą wartość. Apostoł nawołuje:
"Wyrzućcie więc stary kwas, abyście się stali nowym ciastem, jako że przaśni jesteście. Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha" (1 Kor 5:7)
Chrystus nie żył w zaszczytach, był pogardzany i umarł śmiercią męczeńską. W żaden sposób nie znalazł (bo i też nie szukał) uznania wśród ludzi. Żył według woli Bożej i to przysporzyło mu uznanie, kiedy został z martwych wzbudzony i zasiadł po prawicy Ojca.

Bez wątpienia lepiej być Chlebem Przaśnym, z pięknym wnętrzem niż Chlebem na Zakwasie z pięknym wyglądem.

sobota, 16 kwietnia 2011

Radosław Siewniak: "Bój wiary"

Większość Czytelników tego bloga, zna z pewnością blog Radka, a tym bardziej jego wykład nt wiary, nie mniej może ktoś nigdy tych rozważań nie słyszał... teraz ma okazje :-)



czwartek, 14 kwietnia 2011

Król Dawid i lekcja pokory

Ostatnio spojrzałem na Dawida. Król Dawid to osoba, która na 100 przykładów wziętych z Biblii pojawia się w 40. Dużo można z Dawida się nauczyć, od dziesięcioleci się o nim mówi i jak się przekonujemy z kazania na kazanie, to wciąż nie wszystko.

Dawid był człowiekiem bardzo pokornym, a można to wywnioskować z niczego innego jak ze zmiany jaka miała miejsce w jego życiu: z poniżonego syna 'awansował' do sługi na dworze królewskim. W rodzinnym domu był uważany za nic, wśród braci nie miał uznania, ale Bóg go wywyższył i służył na dworze króla Saula. Miał powód, aby teraz odpłacić swej rodzinie i to z nawiązką! Nie zrobił tego. Ani przez chwilę, nie pokazał, że teraz on jest lepszy, zacniejszy, że oni się mylili... Trwał w duchu pokory przez cały czas.

Pokora to ważna cecha, konieczna do wypracowania w nas samych. Poprzez pokorę wyrażamy nasz szacunek do innych, a przede wszystkim do Boga. Bóg patrząc na nas pokornych ma w nas upodobanie. Wyniośli ludzie, którzy lubią zaznaczać swoje ego nie mogą liczyć na przychylność Boga:
"Tak bowiem mówi Wysoki i Wzniosły, którego stolica jest wieczna, a imię Święty: Zamieszkuję miejsce wzniesione i święte, lecz jestem z człowiekiem skruszonym i pokornym, aby ożywić ducha pokornych i tchnąć życie w serca skruszone" (Iz 57:15)
Wiem o czym pisze: o temacie który w moim wydaniu nie jest dość dobrze stosowany. Także moje doświadczenie życiowe tutaj nie mogą posłużyć za chlubny przykład. Z drugiej strony warto uświadomić sobie to, że w naszym życiu są sfery, które z Bożego punktu widzenia powinny być lepiej rozwinięte. Tak, powinny być... Apostoł Paweł zaznaczył w swoim liście ciekawy fakt:

"Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga" (1 Kor 1:26-29)
Dlaczego powołanie Boże jest skierowane tylko do "biednych i wzgardzonych"? Ono nie jest skierowane tylko do tych ludzi, ale tylko Ci ludzie na nie odpowiedzieli. Tylko ludzie pokorni są wstanie odpowiedzieć na Boże poselstwo, gdyż Ci którzy przyjmując Ewangelię muszą być gotowi na dwie ważne zmiany w swoim życiu: przyjęcie obfitych błogosławieństw i równie obfitych doświadczeń. O ile z tym pierwszym nie ma zbyt dużego problemu, to te drugie już takie ciut bardziej kłopotliwe jest dla człowieka. A tak ten świat został skonstruowany, że ci którzy są doświadczeni przez życie (czyt. "biedni i wzgardzeni") są ludźmi pokornymi, gdyż swoje uniżenie 'trenowali' latami. Jezus też rozmawiał tylko z tymi, którzy byli w Izraelu wzgardzeni przez ogół społeczeństwa: z grzesznikami i celnikami. Nie dlatego, że był wybiórczy w swoim nauczaniu i miał takie widzi mi się, ale dlatego, że tylko ci ludzie byli gotowi przyjąć napomnienie.

Bóg oczekuje, że zmienimy swoje życie, że okażemy Mu się posłuszni, to jest równoznaczne z wyrzeczeniami: dla jednych są to wielkie sprawy dla innych małe. Każdy ma swoje wyrzeczenia. Moim problemem są gry komputerowe, a raczej ich brak. Gry ogólnie są bardzo fajne i relaksacyjne - mówię tu o konkretnych gatunkach i tytułach. Bardzo podoba mi się seria 'Total War': Medieval oraz Rome. Nie ma tam zbyt dużo przemocy, a z pewnością nie w takim wydaniu jak w 'Call of Duty' czy 'Counter Strike'. Chętnie w TW bym pograł, ale w sumieniu moim nie mogę, a chodzi tutaj o kwestie czasu. Jak bym przysiadł to mógłbym dniami i nocami grać. Poświęcił bym czas na zabawę, a nie poświęcił bym go na jakieś pożyteczne (nie muszą być od razu stricte duchowe) sprawy. Cały temat rozbija się nie o grę, tylko o czas jaki jej poświęcam. Nie wiem, czy to przykład godny publikowania, bo jak patrzę na wyrzeczenia innych to ten mój to 'Pan Pikuś', lecz każdy z nas ma swoje życie i swoje "Małe i Wielkie Sprawy".

Oczywiście przykłady mówiące o wyjściu z nałogów narkotykowych, alkoholowych czy nikotynowych są o wiele zacniejsze niż głupia gra komputerowa, nie mniej zanim mnie Czytelniku wyśmiejesz wiedz, że każdy z nas ma sprawy małe i wielkie, które przed Bogiem należy załatwić i żadnej nie wolno nam bagatelizować. Bo pokorę ćwiczy się etapami: najpierw są sprawy śmieszne, ale z biegiem lat są coraz to poważniejsze, a wtedy często ważą się nasze losy 'być albo nie być w prawdziwym chrześcijaństwie'. I nie ma tu za grosz przesadyzmu - w moim osobistym odczuciu.

Pokora to dla mnie cały czas temat trudny, dlatego bardzo Was proszę, abyście w komentarzach podzielili się swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami w tym wątku. Jeśli byłyby one zbyt osobiste, to skorzystajcie z mojego maila: milleluk@gmail.com. Z góry dziękuje, za Wasze refleksje: te małe i wielkie :-).

wtorek, 12 kwietnia 2011

Rewolucja Jaśminowa i inne

I już po wszystkim. Skończyło się. A żeby była jasność, koniec nie jest wtedy kiedy wszystkie dokumenty pokojowe są podpisane, ale wtedy kiedy media przestają to relacjonować ze względu na słabą oglądalność. Po Tunezji był Egipt, cały czas jest wojna w Libii, kataklizm w Japonii, zamieszki w pozostałych państwach islamskich, oraz najnowsze: rocznica katastrofy w Smoleńsku. Cóż, świat idzie dalej...

Jednakże takie rewolucje, małe i duże są dla chrześcijan jasnym sygnałem co do zbliżającego się czasu wypełnienia wielu proroctw mówiących o "Końcu Świata". Dla pełnego obrazu: nie wierze w te bajeczki, które mówią, że 21. grudnia 2012 będzie 'the end of the story' bo Nostradamus tak powiedział czy inni kapłan Majów coś zrobił bądź nie zrobił... Mówimy o czymś co jest realne i prawdziwe: o Bożym Słowie.
"Będziecie słyszeć o wojnach i o pogłoskach wojennych; uważajcie, nie trwóżcie się tym. To musi się stać, ale to jeszcze nie koniec! Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi. Lecz to wszystko jest dopiero początkiem boleści." (Mt 24:6-8)
Niby nic wielkiego, bo wojny były zawsze i ciężko znaleźć by takie 24 godziny, gdzie nie wydano by żadnego strzału. Mimo wszystko to co widzimy i słyszymy w mediach, jest dla nas jakimś uświadomieniem, że może w nie dalekiej przyszłości faktycznie te proroctwa się spełnią. Jednakże należy czytać je z uwagą: wojny to nie znak, tylko początek znaków: Lecz to wszystko jest dopiero początkiem boleści. Dlatego w żaden sposób nie powinniśmy dać się zwodzić tym śmiałym rewelacjom, iż to bzdura cały ten Koniec, a to proroctwo nie ma pokrycia, bo jest odwlekane przez teologów od wieków. Być może, Bóg przesuwa w czasie pewne wydarzenia, nie wiem tego, ale wiem, że czas gra na naszą korzyść:
"Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy - bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka - ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia." (2 Ptr 3:9)
Rewolucje, wojny i konflikty przychodzą i odchodzą. Kto z nas pamięta "Pomarańczową Rewolucje" lub "Rewolucję Róż" albo wojnę rosyjsko-gruzińską? Media o tym głośno trąbiły, ale już przestały. My natomiast powinniśmy odnotować to, iż takie wydarzenia miały miejsce zaledwie kilka lat wcześniej. Teraz znów są i to na zdecydowanie większą skalę. Ogólnie te wszystkie rewolucje są określane w ten sam sposób: antyrządowe protesty o charakterze społeczno-politycznym w Egipcie przeciwko złej sytuacji materialnej, bezrobociu, korupcji, ograniczaniu swobód obywatelskich i długoletnim rządom prezydenta Hosniego Mubaraka. To przypadek, że na "Wikileaks" pojawiły się depesze między USA a Tunezją, co spowodowało zamieszki? To przypadek, że duch rewolucji przeszedł na inne kraje islamskie? To przypadek, że to właśnie kraje Islamskie są największymi producentami ropy? Czy to mylne założenie, że kryzys w tych państwach już teraz odbija się szerokim echem na całym świecie, bo każdy z nas musi wlewać paliwo do samochodów? To wszystko jest ze sobą powiązane, a wierzący powinni z trzeźwością umysłów na to spoglądać, gdyż wiemy, że to nie są zbiegi okoliczności.
"A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie." (Łk 21:28)
Nikt z nas nie wie, gdzie nas to zaprowadzi. Czy wojna w Libii będzie zalążkiem III Wojny Światowej? Już tak wielu mówiło, gdy USA najechało Irak. Nie chce siać jakiejś paniki albo wyjść na paranoika, który bawiąc się w proroka mówi gdzie, kiedy i co... Po Ziemi już chodziło wielu mówiących którego dnia będzie koniec świata. Za wiele dobrego to nie przyniosło, a wystarczy czytać z uwagą:
"(...) Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą" (Dz 1:7)
Dlatego uważam za absurdalne ciągłe doszukiwanie się konkretnych dat końca. Boże Królestwo jest blisko, i to nie jest w żaden sposób do podważenia, jednakże wydarzenia, które mają miejsce na świecie są dla nas sygnałem, aby być coraz to czujniejszymi:
"Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie" (Łk 12:40)
Po wojnach w Libii, Jemenie czy Syrii, pewnie przyjdą inne, bardziej 'medialne', może nawet bliżej nas. Ale nastanie dzień, kiedy przyjdzie ostatnia wojna, powodująca, że wielu ludzi nie będzie już czekało na Chrystusa, gdyż będą już tym uciskiem zmęczeni. Jeśli dożyjemy tych czasów, ważne jest to, abyśmy nie zasnęli, ale czuwali i aby Triumf Chrystusa nie był dla nas zaskoczeniem. A kiedy to nastąpi, cóż nie nasza rzecz, my jako wierne sługi mamy czuwać. Tylko czuwać...
"Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny" (Mt 25:13)

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Trzej Hebrajczycy czyli Żadnych Kompromisów

Ananiasz, Miszael i Azariasz. Zostali uprowadzeni tak jak reszta Izraela do Babilonu. Wyszli nawet na tym całkiem dobrze, gdyż jadali ze stołu królewskiego, lecz gdy owy 'dobrotliwy' król kazał im robić coś, co było niezgodne z ich sumieniami, to mu odmówili, mimo tego, że się jemu narazili:
"Wydałeś, królu, rozporządzenie, by każdy, gdy usłyszy dźwięk rogu, fletu, lutni, harfy, psalterium, dud i wszelkiego rodzaju instrumentów muzycznych, upadł na twarz i oddał pokłon złotemu posągowi. Kto by zaś nie upadł na twarz i nie oddał pokłonu, miał być wrzucony do rozpalonego pieca. Są tutaj jednak mężowie żydowscy, których uczyniłeś zwierzchnikami miasta babilońskiego, Szadrak, Meszak i Abed-Nego; mężowie ci nie liczą się z tobą, królu. Nie oddają czci twemu bogu ani nie oddają pokłonu złotemu posągowi, który wzniosłeś. Nabuchodonozor zapłonął gniewem i rozkazał przyprowadzić Szadraka, Meszaka i Abed-Nega. Sprowadzono więc tych mężów przed króla." (Dn 3:10-13)
Sporządzono posąg, przed którym mieli kłaniać się wszyscy. I wszyscy - całe królestwo babilońskie - się kłaniali. Oprócz tych trzech hebrajczyków. Co ciekawe presja otoczenia była zdecydowanie większa niż nam mogłoby się wydawać czytając ten opis. Ludzie na stanowiskach, z autorytetem, znaczeniem w środowisku i poważaniem, sprzeciwiają się swemu królowi w sposób zdecydowany i klarowny, nie dlatego, że się buntują przeciw niemu, ale dlatego, że wiedzą, że ich Bóg tego nie toleruje, a tym samym boją się bardziej Boga niż potężnego króla Babilońskiego: Nabudonochozora. 

Zauważmy, że taki rozwój wypadków to kwestia życia lub śmierci według uznania króla. Dzisiaj co może nas spotkać za to, że nie zaaprobujemy społecznych ram i wyjdziemy po za nie, motywując swoje działanie naszą wiarą? Możemy zostać wyśmiani, porzuceni przez przyjaciół, możemy mieć kłopoty z bliskimi, możemy nawet zostać zwolnieni z pracy. Żadna z tych opcji nie jest przyjemna i z naszego ludzkiego punktu widzenia, nie ma co ich bagatelizować. Jednakże, czy kontakty między ludzkie stawiamy sobie wyżej niż kontakty z Bogiem? Jeśli nie, to z pewnością będziemy poświęcić każde z powyższych, aby z Bogiem trwać w społeczności. Zachęcające jest to, że Bóg nigdy nie pozwoli aby coś nam się stało złego, tym bardziej jeśli tym manifestujemy naszą przynależność do niego:
"Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, zechce nas wybawić z rozpalonego pieca, może nas wyratować z twej ręki, królu! Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie będziemy czcić twego boga, ani oddawać pokłonu złotemu posągowi, który wzniosłeś. Na to wpadł Nabuchodonozor w gniew, a wyraz jego twarzy zmienił się w stosunku do Szadraka, Meszaka i Abed-Nega. Wydał rozkaz, by rozpalono piec siedem razy bardziej, niż było trzeba." (Dn 3:17-19)
"Nabuchodonozor powiedział na to: Niech będzie błogosławiony Bóg Szadraka, Meszaka i Abed-Nega, który posłał swego anioła, by uratował swoje sługi. W Nim pokładali swą ufność i przekroczyli nakaz królewski, oddając swe ciała, aby nie oddawać czci ani pokłonu innemu bogu poza Nim." (Dn 3:28)
Bóg nie porzucił tych, którzy zaparli się swoich towarzyszy i pod groźbą utraty prestiżu i życia trzymali się wiernie Boga. Czy jeśli ze względu na wiarę stracimy pracę, czy nie dostaniemy nowej, od Boga? Czy jeśli stracimy na popularności w szkole, czy Bóg nie da nam przyjaciela, który nas pocieszy? Logicznym wydaje się to, że naturalnie tak. Warunek: trwanie przy Bogu.

Bo taka jest prawda, jeśli w małej rzeczy będziemy Bogu wierni, to w wielkiej tym bardziej, a jeśli 'małe' zaniedbamy to i w wielkim polegniemy:
"Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie" (Łk 16:10)

sobota, 9 kwietnia 2011

Św. Paweł

Ten człowiek to realista. Nie chodził z głową w chmurach, nie używał jakiś frazesów chrześcijańskich, określeń "Alleluja i do przodu" czy podobnych 'slangów' chrześcijańskich. Całym sobą chciał służyć Bogu i robił to tak gorliwie jak tylko się dało. Charakterystyka ap. Pawła trudna nie jest: istny mąż stanu! W końcu jak należy patrzeć na człowieka, który pisze m.in. to:
"Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie" (Ga 2:20)
Paweł cały swoje życie podporządkował woli Tego, który stanął mu na drodze do Damaszku. Nie jest to proste, tak w czasach Pawła jak i naszych. Prosta arytmetyka: ile godzin w tygodniu poświęcamy na obowiązki (szkoła/praca/dom), ile na przyjemności (hobby/spotkania towarzyskie/komp), ile czasu dajemy innym (rodzinie/przyjaciołom/bliskim), ile czasu dajemy dla Boga (zbór/indywidualna relacja z Bogiem/usługiwanie innym)? W żaden sposób nie kwestionuje żadnego z powyższych. Nie mówię, że jedno jest dobre, drugie jest złe. Zwracam uwagę tylko na proporcje, czy aby na pewno są zachowane, gdyż nie ulega wątpliwości, że jedne sprawy są ważniejsze od drugich. Paweł postanowił poświęcić swoją karierę, przyjaciół, życie osobiste i całą resztę dla jednej idei: ewangelii. Oddał swoje życie Chrystusowi w pełni, nie tylko w pewnym zakresie. Można by rzecz ideał.

Nie mniej, Paweł patrzy na swoje życie realnie: w porządku, oddałem swoje życie Chrystusowi, ale jest jeszcze druga strona medalu - moja grzeszność. I o ile pisze o swoim oddaniu Chrystusowi, to pisze też, że ma drugą naturę, której w żaden sposób nie może poskromić:
"Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło" (Rz 7:19-21)
Paweł patrzy na siebie realnie, są pewne przyzwyczajenia, słabości charakteru i ciała, które Paweł nie kontroluje. Ciężko nam powiedzieć co to jest, ale jak by się każdy zastanowił nad swoim życiem, to już można być coś domniemywać. Nie że coś sugeruje...

Pisze on, że przyjemne jest mu Prawo Boże, ale słabości ciała też nim targają. Ten Apostoł z pewnością był świadom swojej misji, wiedział jakiego dzieła Bóg dokonuje w nim. Mimo to, nie szuka usprawiedliwienia. Jest służba - i ma być ona spełniania perfekcyjnie, ale jest też coś jak życie codzienne - i ono także nie ma być dla nas ujmą. Czasami warto usiąść i szczerze zastanowić się nad swoim życiem. Zazwyczaj - to znaczy kiedy faktycznie s z c z e r z e - zastanowimy się nad własnym życiem to te wnioski są nie najlepsze i powoduje to powstanie lekkiego 'doła' (wybaczcie ten kolokwializm) w nas samym. Paweł też zasmucił się nad sobą. Jednakże w chrześcijaństwie tak już jest, że w takich chwilach przychodzi z pomocą nam Chrystus i za słowem smutku, Paweł pisze słowo nadziei:
"Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego!" (Rz 7:24)
Przestańmy się czarować i wewnętrznie usprawiedliwiać. Nazywajmy rzeczy po imieniu i w tej szczerości stawajmy przed Bogiem. Jeśli wiemy, że w nas panuje grzech - chociaż najbardziej wstydliwy - powiedzmy o tym Bogu wprost. On i tak wie, co mamy w sercu i jakie nasze życie jest, a postawa szczerości jest niczym innym jak przyznaniem się do swych słabości i położenie zaufania w Bogu. Pełnego zaufania. Niechaj to, że w nas jest rozdwojenie na sferę cielesną i duchową nie będzie powodem pobłażania ciału, ale motorem do bliższej relacji z Bogiem. Bo to prawda oczywista, że po części jesteśmy duchowi, a po części jesteśmy cieleśni:
"Tak więc umysłem służę Prawu Bożemu, ciałem zaś - prawu grzechu." (Rz 7:25)
"Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień." (2 Kor 4:16)
Kwestia proporcji...

piątek, 8 kwietnia 2011

Lidia

Bardzo często jest tak, że jako czytelnicy Słowa Bożego zwracamy uwagę na te historie i fragmenty, które zajmują najwięcej miejsca (objętościowo). W żaden sposób tego nie chce negować, bo już tak mamy w swej naturze że łatwiej nam wyłapać takie duże, obszerne, bogate historie i zapisy. Nie mniej ludzie działają często od ogółu do szczegółu, a jak szczegół, to może warto by zatrzymać się nad Lidią, której nie poświęcono zbyt wiele uwagi w Biblii, ale i te kilka wersetów czegoś mogą nas nauczyć:
"W szabat wyszliśmy za bramę nad rzekę, gdzie - jak sądziliśmy - było miejsce modlitwy. I usiadłszy rozmawialiśmy z kobietami, które się zeszły. Przysłuchiwała się nam też pewna "bojąca się Boga" kobieta z miasta Tiatyry imieniem Lidia, która sprzedawała purpurę. Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła. Kiedy została ochrzczona razem ze swym domem, poprosiła nas: Jeżeli uważacie mnie za wierną Panu - powiedziała - to przyjdźcie do mego domu i zamieszkajcie w nim! I wymogła to na nas." (Dz 16:13-15)
W sabat Paweł z towarzyszami udali się tam, gdzie kobiety żydowskie skupiały się na modlitwach. Ciężko powiedzieć, ile ich tam było, ale tylko jedna osoba się z tej małej gromadki wyróżniała. No właśnie, "wyróżniała się" czy została wyróżniona przez Boga? Przecież czytamy, że to Pan otworzył jej serce na poselstwo Ewangelii. Prawda jest taka, że do Jezusa może przyjść tylko ten, kto zostanie przez Boga "pociągnięty" (powołany/wybrany):
"Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym." (Jn 6:44)
Czy ten wybór jest "kaprysem Pana Boga"? Zauważmy, że Lidia charakteryzowała się pewną cechą charakteru: bała się Boga. Bóg powołuje, to prawda, ale nie każdy jest tego powołania godzien lub po prostu nie każdy chce być powołany... Ciężko mi osądzać innych i mówić dlaczego są lub nie są powołani. To nie moje kompetencje. Wywnioskować możemy z tego tylko to, że Bóg dostrzegł w jej sercu gorliwość, szczerość i prostotę - człowiek który się m.in. tymi cechami charakteryzuje może stać się odbiorcą poselstwa Ewangelii, gdyż doceni to co słyszy i Bożą łaskę, która się z tym wiąże. Lidia chciała być dobrym człowiekiem, posłusznym Bogu, potrzebowała jedynie Chrystusa jako swego zbawiciela i Bóg jej Go dał.

Ale czy była faktycznie tego godna? Nie nam to oceniać! Nie mniej możemy przeczytać, że po jej nawróceniu żyła w duchu chrześcijaństwa, i kiedy ap. Paweł tylko wyszedł z więzienia to swoje pierwsze kroki skierował nie gdzie indziej jak tylko do domu Lidii. Mało tego! Będąc u niej, zastał prócz właścicielki domu także innych braci, którzy modlili się za Pawłem, tym samym możemy powiedzieć, że Lidia użyczała swego domu jako zalążka zboru w swoim rodzinnym mieście:
"Oni zaś, wyszedłszy z więzienia, wstąpili do Lidii, zobaczyli się z braćmi, pocieszyli ich i odeszli." (Dz 16:40)
Po za tym, jakim była człowiekiem na co dzień jeśli w jej domu był zbór, a ap. Paweł udał się zaraz do niej, skoro potrzebował noclegu? Logicznie myśląc musiała być na innych ludzi otwarta, a tym bardziej na braci, którym zawsze nocleg chętnie zapewniała. Czy taki człowiek jest godny "Ewangelii Chrystusowej"?

Nie ma mowy o jakimś przeznaczeniu. To my sami decydujemy jacy chcemy być - jesteśmy suwerenami naszego życia! W zależności od tego jakie decyzje my podejmiemy, Bóg podejmie decyzje czy "otworzyć nasze serca, tak że uważnie [będziemy] słuchać słów Pawła".

środa, 6 kwietnia 2011

Życie pod publikę

Apostoł Paweł mówił i pisał bardzo wiele odnośnie Bożych Prawd fundamentalnych (doktryn jak kto woli) jak i życia codziennego (czyli poruszał kwestie moralne). W bardzo wielu przypadkach te jego poglądy budziły kontrowersje, a powodem tego była treść, która dotykała bezpośrednio sumień ludzkich. Tym samym ap. Paweł stawał się dość niepoprawny politycznie, gdyż zamiast pisać oficjalny list do jakiegoś zboru, w którym to głaskałby jego członków, to on przede wszystkim czyni im wyrzuty za ich złe i naganne zachowanie. Dzisiaj my, jesteśmy wpatrzeni w ap. Pawła jak w obrazek, ale za jego dni, on nie był jakimś 'guru', był zaliczany do grona "Dwunastu", ale za bardzo na piedestale chwały go nie ustawiono, tym bardziej, że narażał się wielu znamienitym członkom formującego się kościoła. Pawła nie interesował interes ludzki, ale Boży. Nie żył pod dyktando ludzi ale Boga, i jeśli trzeba było sobie zrobić wrogów poprzez napisanie im kilku słów prawdy, to czynił to bez wahania. Nie jakoby czuł pełnie władzy nad nimi, ale w duchu pokory dotykał każdej sfery życia, jeśli tylko uważał, że jest ona skażona grzechem.
"A zatem teraz: czy zabiegam o względy ludzi, czy raczej Boga? Czy ludziom staram się przypodobać? Gdybym jeszcze teraz ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusa" (Ga 1:10)
W przypadku listu do Galacjan Paweł praktycznie od początku stawia wielki znak zapytania co do wiary Galacjan, którzy najpierw przyjęli Chrystusa, a teraz odchodzą od tej wiary i dają się zwieść jakimś nowym, ludzkim poglądom. Paweł tłumaczy, że on nie ma zamiaru kosztem prawdy Ewangelii, trzymać dobre stosunki z nimi, więc nie pisze listu, który ma się im podobać, ale wykłada "kawę na ławę" przez co z pewnością staje się kłopotliwy dla prominentnych Galacjan, ale jego uczynek podoba się Bogu.

Nie tylko chrześcijanin może narazić się innym chrześcijanom mówiąc im prawdę, ale także nie wierzącym (a może nawet przede wszystkim?). Ewangelia to głoszenie o Chrystusie, który za człowieka umarł i daje mu szanse na żywot wieczny. Ale aby ten żywot osiągnąć należy uznać siebie jako grzesznika, przyznać się do błędów, słabości i innych wad. Nie każdy jest gotów usłyszeć to, że jest grzesznikiem, i nagrody życia wiecznego nie otrzyma jeśli się nie zmieni....
"Upominanie zaś nasze nie pochodzi z błędu ani z nieczystej pobudki, ani z podstępu, lecz jak przez Boga zostaliśmy uznani za godnych powierzenia nam Ewangelii, tak głosimy ją, aby się podobać nie ludziom, ale Bogu, który bada nasze serca. Nigdy przecież nie posługiwaliśmy się pochlebstwem w mowie - jak wiecie - ani też nie kierowaliśmy się ukrytą chciwością, czego Bóg jest świadkiem, nie szukając ludzkiej chwały ani pośród was, ani pośród innych." (1 Tes 2:3-6)
Ewangelia, to nie tylko łaska, łaska, miłość, miłość, radość, radość, szczęście, szczęście... To także ciężka praca nad sobą, cierpienie dla Chrystusa, wyrzeczenia i niejednokrotnie ból. Ewangelia mówi nam jak żyć i co musimy nieustannie zmieniać, i z jaką intensywnością nad sobą pracować. Bez względu czy jest to poprawne politycznie czy tez nie, nalezy powiedzieć prawdę: jak ktoś żyje - a jak żyć powinien.

Upominanie to ciężka sztuka, i umiejętne robienie tego wymaga przede wszystkim modlitwy. Nie mniej jeśli boimy się otworzyć usta, aby ktoś sobie o nas źle nie pomyślał, bo trzeba mieć kontakty i w ogóle.... to winni jesteśmy grzechu brata naszego - w jakimś znaczeniu. A jeśli, naszym znajomym, nie będziemy chcieli chociaż spróbować wytłumaczyć ich błędnej (światowej) postawy to również nie możemy liczyć na to, że spełnimy Boże poselstwo.
"Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela po to, byś słysząc z mych ust napomnienia przestrzegał ich w moim imieniu. Jeśli do występnego powiem: Występny musi umrzeć - a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi - to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę." (Ez 33:7-9)
Fajnie jest mieć dużo kontaktów na FB i utrzymywać świetne relacje ze wszystkimi. Ale czy te przyjaźnie są w jakimś stopniu równoważne z przychylnością Boga?

wtorek, 5 kwietnia 2011